Pleśniowa wanilia i stara szafa – Jovoy Psychedelique

„Psychedelique” w nieco łagodniejszej formie serwuje treści znane z „L`eau Trois” Diptyque. Są tu pleśnie, zbutwiałe drewniane meble, zapachy zapomnienia i uwiądu. 
Paczula najbrudniejsza z brudnych, stęchlizna i zaduch. Stosy niewietrzonych ubrań po zmarłej, trawionej demencją staruszce, które rodzina wyciągnęła z szaf i zamknęła w nagrzanym pomieszczeniu. Bo właśnie ciepło, nieprzyjemne i chorobliwe jak stan zapalny, jest jedną z charakterystycznych cech „Psychedelique”. 
Dodatkowo bardzo liczne są tutaj nuty ziemiste , chwilami brudno-słodkawe  (zapewne ze względu na obecność wanilii w składzie), co tworzy iluzję świeżo wyjętego z ziemi i przekrojonego na pół miąższu buraka. 
Po kilku godzinach, a trwałość mają morderczą, „Psychedelique” stają się nieco bardziej noszalne. Do głosu dochodzi więcej bursztynu, zatęchłe nuty do pewnego stopnia się wycofują i przy dobrych chęciach i pozytywnym nastawieniu można na tym etapie klasyfikować te perfumy jako ciepły zapach mebli kolonialnych, nad którymi unosi się wątła smuga wanilii. Dla mnie jednak zbyt dużym wyzwaniem jest spędzić 3-4 godziny w rozsychającej się szafie pełnej leżących tam kilkadziesiąt lat ubrań, by zostać obdarzonym tym końcowym, akceptowalnym efektem. 
Perfumy marki Jovoy będą dobrą propozycją dla miłośników perfum trudnych, posępnych i niekonwencjonalnych, tym lubiącym mainstreamowe kompozycje kwiatowo-owocowe, a nawet umiarkowaną niszę pokroju marek Serge Lutens czy Tom Ford, radzę od „Psychedelique” trzymać się z daleka, niezależnie od tego jak kusząca może wydawać się nazwa. 

Nuty: paczula, bursztyn, wanilia, francuskie labdanum, piżmo, geranium, róża, cytrusy.

Sine niebo, ozon i mokre chodniki – Demeter Fragrance Thunderstorm

(…) Nie­bo le­ni­we
Ko­lor brud­ne­go ma ła­cha,
Świa­tło jest w oknie nie­ży­we,
Twar­de i zim­ne jak bla­cha. 

(Leopold Staff, Deszcz Leje)

Demeter to marka słynąca z perfum, których zadaniem jest odwzorowanie kolejnych aspektów rzeczywistego świata – znajdziemy tu kompozycje odwołujące się do zapachu kociej sierści, czystych okien, basenu, pizzy czy trocin. Wiele z nich jest zupełnie tradycyjnych, naśladujących powszechnie lubiane aromaty wiśni w czekoladzie, zielonej herbaty czy lodów pistacjowych, ale Thunderstorm to akurat nisza pełną gębą. Jest to chyba najwierniej oddany zapach wilgotnej ziemi otoczonej zimnym, poburzowym powietrzem. Szare niebo przeorane błyskawicą, gorzkawa woń parujących chodników, kilka zbutwiałych liści. Sporo tu wiatru, przestrzeni, deszczu i gradu. Thunderstorm to także zapach miasta – kojarzy mi się z betonem, prostą bryłą, watą szklaną i wszelkimi syntetycznymi tworzywami.  Jeżeli nie boimy się industrialnych klimatów, misternych konstrukcji utkanych ze sztucznych molekuł typu iso super, metalicznych nut i rtęciowego chłodu, warto temu pachnidłu dać szansę. To kompozycja bardzo interesująca koncepcyjnie, chociaż nie do końca przyjemna w noszeniu, jeżeli ktoś oczekuje konwencjonalnej idei piękna.

 

Gotycko – alchemiczny bagiennik – Salvador Dali Pour Homme

 

Bardzo ciekawa byłam tego zapachu, zwłaszcza po przeczytaniu recenzji gdzie padały określenia takie jak „trauma”, „zasikana piwnica”, „nagrobek”, „dymiący konar”, „oślizgły grób” itp. 

No i cóż…nie taki diabeł straszny jak go malują, chociaż niewinne nuty zdecydowanie nie oddają tego co dostaniemy po odchyleniu korka. 
    Salvador Dali Pour Homme to perfumy o zdecydowanie ciemnym kolorycie, a nawet czarne jak gramofonowa płyta ; bardzo ciekawe jeśli ktoś lubuje się w różnych odcieniach mroku, a najlepsze ich określenie to ziołowo-ziemiste. Uderzający, ciut nawet pachnący kurhanem i uroczyskiem jest początek – coś jak musująca gorzkawa nalewka uwarzona na spirytusie, ukradkiem, pod ciemnym płaszczem nocy. Na podstawie wysyconego apteczną nutą zapachu obstawiałabym jednak, że ciecz ta używana jest raczej do smarowania skóry po ukąszeniu strzygi czy dziwożony niż w celu konsumpcyjnym 😉  
Przez cały czas trwania tej woni obecna jest gra suszonych ziół, świeżo wyciągnięte z ziemi korzenie oraz dużo dębowego mchu. Najbardziej przypomina to kombinację gliniastej ziemi, paproć, szałwię i coś słodkawego – jakąś wyrosłą przy wiejskiej kapliczce kępkę konwalii. 
    Mimo 1987 roku wydania, nie jest to według mnie zapach jakiś specjalnie retro i z pewnością może się spodobać wielbicielom nietypowych woni skręcających w stronę niszy. Teoretycznie męski, ale mogę sobie bez większego problemu wyobrazić noszącą go kobietę. Na jednej z grup perfumowych ktoś wspomniał, że panie pachnące Salvadorem spotykał wyłącznie na Castle Party, ale myślę, że większość wielbicielek odważnej, ciemniejszej perfumowej stylistyki bez problemu ozdobiłaby tym zapachem swoje nadgarstki. 
 
 
Nuty: mech dębowy, paczula, szałwia muszkatołowa, anyż, drzewo sandałowe, wetyweria, estragon, bazylia, lawenda, bergamotka, mandarynka, cedr, wanilia, jaśmin, heliotrop, konwalia, cytryna, bursztyn. 
 

Papirus, zielnik i tytoń – Byredo „Oud Immortel”

 

 

„Oud Immortel” to wprawdzie perfumy dość ekscentryczne i nietypowe, jednak nie należą do kategorii tych najbardziej trudnych i niezrozumiałych. Ziemisto – zielone przestrzenie niepokoją wprawdzie aromatem surowego tytoniu wchodzącego wręcz momentami w rejestry przypominające popiół, ale i kuszą aby się w nich zanurzyć niczym cieniste patio pełne ziół i południowych roślin.  „Oud Immortel” to ostra zieleń zmieszana z zapachem pergaminowych zwojów. Jest w nich coś ze starej biblioteki, kart wiekowych książek i roślinnych suchych włókien. Wśród nut zapachowych wymieniony został włoski likier Limoncello, ale nie jest on wiodącym składnikiem tych perfum. Owszem, czasem prześwituje słonecznym cytrusem, ale szybko zostaje zduszony przez ziemisto-mszystą paczulową powłokę, jakby kieliszek tego trunku rozlał się i wsiąkł w ziemię, zmieszawszy z aromatem gleby i korzeni traw. Kiedy próbowałam wyobrazić sobie  z jaką porą roku kojarzą mi się te perfumy, początkowo obstawiałam marzec, kiedy to pierwsza zieloność przeziera przez grudy ziemi, ale jest również w tym zapachu coś co przywodzi na myśl rozgrzane słońcem stosy skoszonego siana albo brzegi Eufratu. Co do tytułowego oudu, czyli często używanej głównie w perfumiarstwie niszowym żywicy drzew z rodzaju Aguillaria, to nie znając składu tych perfum można byłoby twierdzić, że nie ma go tam wcale. Został do tego stopnia zdominowany przez papirusowe i zielone akcenty, że przestał być oddzielnym zapachowym bytem, a stał się niewyczuwalną osobno składową całej kompozycji.

Nuty: papirus, tytoń, mech dębowy, likier Limoncello,  kadzidło, paczula, kardamon, agar (oud), brazylijskie drzewo różane.

 

Księżycowa paczula we wspomnieniu o róży – L`Artisan „Voleur de Roses”

 

(modelka : Kasia Goc)

L`Artisan „Voleur de Roses”

„Voleur de Roses” to jedna z kompozycji oparta, podobnie jak na przykład Perles de Lalique,  na kamforowej w wydźwięku paczuli. Perfumy marki L`Artisan sięgają jednak dużo głębiej w stylistykę niszową i dla nosa przyzwyczajonego do mainstreamowych tworów mogą wydawać się mocno  niekonwencjonalne.

Obraz jaki przywołuje ten zapach, to księżycowo chłodna paczula uwięziona w lekko zatęchłym, piwnicznym wnętrzu. Pojawia się tu sporo ziemistych akordów, ledwo otrząśnięte z piasku korzenie traw i zmrożona przymrozkiem dal wiejskiej drogi.

Za paczulową zasłoną kryje się jesienna śliwka, w której mimo całej jej słodkiej likierowości wyraźnie zaznacza się również specyficzna woń suszonego owocu.

Najdalej z całego, trzynutowego składu zepchniętym na margines uczestnikiem tej kompozycji jest róża. Wyraża ten zamysł już sama nazwa perfum, którą przetłumaczyć można z francuskiego jako „złodziej róż”. Po kwiecie tym została bowiem tylko blada smuga zapachu, raczej wspomnienie róży, jej delikatne echo zatopione w paczulowym ferworze niż rzeczywista woń.

„Voleur de Roses” jest już zapachem trudnym do kupienia, ale kiedy uda znaleźć się go gdzieś na internetowej aukcji, warto rozważyć poznanie tej jesiennej i nieco melancholijnej, choć jednocześnie wyrazistej w charakterze kompozycji.

Nuty: paczula, róża, śliwka.

 

 

 

Nie taki diabeł straszny…Korzenny miód i wykopana w ziemi jama – Laurent Mazzone Parfums „Malefic Tattoo”

Laurent Mazzone Parfums „Malefic Tattoo”

O dziwaczności i trudności „Malefic Tattoo” krążą na perfumowych grupach czarne legendy. Już zresztą sama nazwa, którą tłumaczyć można jako „prowadzący do zguby tatuaż” sugeruje zapach złowrogi i o posępnym wydźwięku.

Tymczasem, podczas gdy zestawiony z perfumami mainstreamowymi, „Malefic Tattoo” rzeczywiście mógłby szokować, pośród niszy konwencja w której jest utrzymany jest wcale nierzadka. Owszem, kolorystyka emocjonalna tych perfum jest zdecydowanie ciemna, ale agarowo-kadzidlany mrok rozpraszają miodowe wręcz akordy bursztynu, miękki kaszmeran i esencjonalny cynamon. Pieprz i szafran wzniecają iskry, jest korzennie i balsamicznie, mimo, że pod pod powierzchnią tych ciepłych nut snuje się niepokojąca ziemista woń świeżo wykopanego grobu.

Nuty: agar (oud), szafran, styraks, labdanum, bursztyn, kadzidło, pieprz, drzewo kaszmirowe, paczula, cynamon, piżmo, drzewo sandałowe.

Wytworna gorycz – Chanel no 19


Chanel no 19

Zapach bardzo charakterystyczny dla marki Chanel. Perfumy zostały wydane w 1970 roku, ale dziewiętnastkę ocenić należy jako twór raczej klasyczny niż retro.

Zapach jest niekonwencjonalny, trochę męski w charakterze, wytrawny. Występują w nim silnie skórzane akordy, mech dębowy i wetyweria. Są również nuty zielone , ale ograniczone do  ziemistych woni mchów, porostów. Dziewiętnastka przywodzi na myśl zioła kołyszące się na wietrze w pochmurny dzień oraz wilgoć i goryczkę nadrzecznych roślin.

Nie jest to woń słodka ani uwodzicielska, perfumy te będą właściwe raczej dla kobiety z silnym charakterem, zdecydowanej, praktycznej, ceniącej związek z naturą, bo zapach ten inspirację czerpie właśnie z wilgotnej ziemi i omszałych kamieni. Nie jest to jednak odtwórcze kopiowanie naturalnie występujących zapachów, lecz artystyczna wariacja na ich temat, zgrabne przetworzenie w dzieło perfumeryjnej sztuki.

Chanel no 19 niewątpliwie jest  ciekawy przez swoją  ziołowość, brudną, ziemistość, która paradoksalnie jest jednocześnie wytworna i elegancka. Cechuje się również bardzo dobrą trwałością, choć projekcja jest raczej delikatna.

Nuty: nuty zielone, irys, mech dębowy, wetyweria, róża, skóra, bergamotka, neroli, narcyz konwalia, drzewo sandałowe, ylang-ylang.