Owoce z fabryki proszku do prania – Nina Ricci „Nina L`Elixir”

Nina Ricci „Nina L`Elixir”

Flakon jest prawdziwie urzekający, przypomina zatrute jabłko z bajki o królewnie Śnieżce, niestety zawartość już, mnie przynajmniej, nie zachwyca.

Najbardziej przeszkadza wrażenie syntetyczności zapachu i przybrudzona nuta, coś jakby zeschnięte łodygi roślin. W składzie są obecne czerwone jagody i cytryna, ale dają one efekt podobny raczej do woni jabłka –  kwaskowego, podwiędłego i ze skórką nabłyszczoną woskiem. Syntetyczna słodycz łączy się tu z całkiem dużą dawką goryczki i ostrej kwaśności.

Nienaturalna jabłkowość jest właśnie w „Nina L`Elixir” cechą dominującą.  Obecna w tych perfumach cytryna również brzmi niczym rodem z detergentu, jest sztuczna i drażniąca.

Istnieją zapachy, w których „plastikowość” i nienaturalność jest założoną z góry, przemyślaną i dopracowaną artystyczną wizją, jak np. w Bright Crystal Absolu Versace czy This is Her marki Zadig&Volatire. W „Nina L`Elixir”  sprawia to jednak wrażenie przypadkowego niedociągnięcia, braku pomysłu czy cięcia funduszy.

Trwałość przeciętna, projekcja bezpośrednio po aplikacji duża, ale szybko cichnie, po niecałej godzinie opadając do średniego poziomu.

Nuty: czerwone jagody, cytryna Amalfi, piżmo, jaśmin