Tom Ford „Cafe Rose”
Marzący o znalezieniu w tych perfumach wyraźnego akordu kawy zdecydowanie się rozczarują – nazwa jest zwodnicza. Kawy jest tu zaledwie śladowa ilość, czasem tylko zagra gdzieś w tle gorzkawym echem espresso, a główną rolę gra róża – matowa, pachnąca staroświecką pomadą, poważna, uroczysta i w klimacie vintage. Ogólnie „Cafe Rose” określić można jako perfumy różane i jednocześnie należące do kategorii przyprawowo-korzennej przez swoją ciepłą i szafranową wymowę. Z jednej strony trzeba przyznać, że kompozycja jest harmonijna, trwała i elegancko skrojona, z drugiej, brakuje w nich charyzmy i życia, którego nie są w stanie tchnąć nawet wyraźne nuty pieprzu i szafranu. Mimo całej elegancji i wyczuwalnej wysokiej jakości składników, jest w tym zapachu coś ciężkiego, przytłaczającego i pozbawionego wdzięku. Mi te perfumy do gustu nie przypadły, ale osobom lubującym się w róży skąpanej w przyprawach, miłośnikom Amouage „Lyric” czy „Mon Nom est Rouge” Majdy Bekkali mogą się podobać.
Nuty: róża, szafran, kawa, paczula, kadzidło, czarny pieprz, drzewo sandałowe, bursztyn.