Zgodnie z tytułem dzisiejszej recenzji – „Bois Dore”, czyli w tłumaczeniu z francuskiego „złociste drewno” to zapach mocno pudrowy, w dodatku pudrem nienajlżejszego kalibru i dość słodkim. Jedni będą ten puder postrzegać jako otulający migdałowy obłok, dla innych, i ja właśnie zaliczam się do tych nieszczęśników, będzie duszący i zapychający nozdrza niczym kłęby waty. „Bois Dore” to zapach suchy i pylisty, obecne w nim migdały, cedr i drzewo tekowe są wysuszone na wiór, do tego dochodzi kremowa z natury nuta fasolki tonka i mimo pozornie miękkiej, puchowej struktury mamy zapach, który może (choć nie musi, zależnie od preferencji) drażnić. Może również zachwycać swą niewątpliwą casualową elegancją – są to perfumy do płaszcza z wysoko gatunkowej wełny czy kaszmirowego swetra. Ci którym szczodrze rozsypane pudrowe akordy i sucha faktura zapachu nie przeszkadzają znajdą w nim miły, przytulny i bardzo trwały zimowy rozgrzewacz, gdyż „Bois Dore” jest zdecydowanie ciepły w odbiorze, kaszmirowo-gładki, w bazie podkręcony przyprawami (pieprz w składzie) Jeżeli miałabym tę woń określić barwą, byłby to ciepły beż, odcień kawy z mlekiem czy kolor skorupki włoskiego orzecha.
Nuty: wanilia, fasolka tonka, migdał, drzewo tekowe, piżmo, woda mineralna hs, czarny pieprz, cedr, tytoń.