Waniliowe oblicze klasyka – Yves Saint Laurent „Black Opium Intense”

 

„Black Opium Intense” to bardziej waniliowa, ale i chyba mniej udana wersja klasycznego Black Opium. Nuty składowe takie jak absynt, malinojeżyna i lukrecja obiecują intrygującą całość, niestety zapach nie wykracza poza mało charakterystyczną waniliowo-słodką, okraszoną maślanym jaśminem kompozycję. Akord kawy, który i w pierwotnym Black Opium nie był zbyt prominentny, a jeśli już to w postaci mocno mlecznego i zasypanego cukrem capuccino, w wersji Intense jest jeszcze bardziej nikły. Mimo wszystko, nie są to perfumy i wielbicielom typowych mainstreamowych słodziaków mogą przypaść do gustu, ale z pewnością nie jest to zapach, który pozostaje na dłużej w pamięci. Jest w „Black Opium Intense” pewna przyjemna śmietankowość i ciepły glow, ale to w zasadzie wszystko czym mogą zrobić pozytywne wrażenie. Wbrew sugerującej większą wyrazistość i intensywność nazwie, flanker ten jawi się mimo całego swego podobieństwa do klasyka jako jego mniej interesująca, a bardziej mdła i nijaka wersja. Ustępuje mu również trwałością i projekcją, chociaż parametry użytkowe nadal pozostają  na przyzwoitym poziomie.

Nuty: wanilia, jaśmin wielkolistny, kwiat pomarańczy, lukrecja, absynt, kawa, malinojeżyna, drzewo sandałowe.

 

Ostatnie mgnienie przed rewolucją – Histoires de Parfums 1969 Parfum de Revolte

 

 

„1969 Parfum de Revolte” odwoływać się mają do rewolucji społecznej i obyczajowej końca lat sześćdziesiątych i zastanawia mnie co przyświecało twórcom, by temu właśnie zapachowi nadać właśnie taką nazwę. Histoires de Parfums 1969 to woń zadowolenia, pełni, sytości, a nie odwzorowanie niespokojnych drgnień i radykalnych zmian. Wszystko w tych perfumach jest dojrzałe, ciepłe i spokojne – zero wewnętrznych niepokojów, emocjonalnej pulsacji, młodzieżowego buntu.  Ja bym raczej zatytułowała te perfumy 1901 – czyli datą kiedy opublikowano powieść Thomasa Manna „Buddenbrookowie, gdyż przywodzą na myśl wnętrza spiżarni i bożonarodzeniowe ciasta, mieszczańską atmosferę dostatniego domu. Albo więc marka Histoires de Parfums portretuje ów okres późnych lat sześćdziesiątych jako płynne przejście z jednego świata w inny, łagodnie, aksamitnie, bez niepokojów i kontrowersji, albo 1969 odzwierciedlać ma wcale nie moment obyczajowej rewolucji, ale właśnie tę ostatnią chwilę (dekadę) zanim ona zmieniła świat, czyli platynowowłose opiekunki domowego ogniska, rozkloszowane sukienki w kratkę vichy, Chevrolet Bel Air i życie rodzinne przy dochodzących z telewizora dźwiękach „I love Lucy”. Najwyraźniejszą z nut zapachowych są tu goździki. Zanurzone w deserowej czekoladzie i słodkiej owocowej warstwie przywodzą na myśl piernik z brzoskwiniową konfiturą. Perfumy te, poza faktem, że z czasem goździki nieco cichną i nektarowe brzoskwinie z ciemną czekoladą niemal się z nimi zrównują (mimo to ani na chwilę nie wkraczają w typowe tony gourmand), nie zmienia się specjalnie w miarę trwania na skórze. 1969 to zapach zdecydowanie bardziej korzenny niż gourmand – kardamon i goździki dbają, by przyprawowe tony nie zniknęły ani na chwilę. Wymieniona w nutach kawa jest z rzadka wyczuwalna i wyłącznie jako podton gorzkiej czekolady. Ładna paczula świetnie współgra z czekoladą i nadaje chłodnego powiewu, temu składającym się niemal w 100% z ciepłych nut zapachowi.

Nuty: brzoskwinia, goździki, kardamon, gorzka czekolada, paczula, kawa, róża, białe kwiaty, piżmo.

 

Gruszka w karmelu muśnięta kawowym akordem – Allvernum „Coffee & Amber”

Allvernum „Coffee & Amber”

Kto spodziewa się odnaleźć w tych perfumach dominujące nuty kawy i bursztynu ten może się zawieść. Natomiast jeśli oczekujemy przyjemnych, choć niezbyt skomplikowanych perfum w stylistyce gourmand to zapach marki Allvernum może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Wbrew nazwie, w „Coffee & Amber” dominuje nie kawa, a gruszka, zanurzona w karmelu i wanilii oraz jaśmin. Perfumy te nie są jednak w żaden sposób owocowe – ujęcie nuty gruszki należy raczej do kategorii deserowej.

Zapach ten został tylko muśnięty nutą kawy, i to nie w postaci czystego espresso a raczej cappuccino osłodzonego trzcinowym cukrem. Mimo deserowych skojarzeń, pachnidło to zdecydowanie nie należy do perfum przytłaczających czy mdlących przesadną ilością słodkich akordów. Niewyczuwalne jako oddzielny składnik, ale trzymające słodycz perfum mocno w ryzach neroli i paczula nie pozwalają przekroczyć granicy za którą odczuwałoby się węchowy dyskomfort.
Dla wielbicieli słodkich tworów typu „Paradiso” Roberto Cavalli czy Yves Saint Laurent „Black Opium”, do którego zresztą „Coffee & Amber” są dość podobne, może być całkiem ciekawą (i tanią) propozycją. Za około 30 zł otrzymujemy ciepły gourmandowy, skrojony zgodnie z najnowszymi trendami zapach o średniej (około 3-4 godzin) trwałości i projekcji, zamknięty w prostym, ale elegancko wykonanym flakonie.
Dodatkową zaletą jest to, że marka Allvernum nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.
Nuty: gruszka, kawa, jaśmin, bursztyn, paczula, wanilia, różowy pieprz, neroli.

Kwiatowe piżmo na ziarnach kawy – Cacharel „Noa”

 

Cacharel „Noa”

 

Noa, które na rynku pojawiły się w 1998 roku, to perfumy trudno definiowalne. Z jednej strony należą do konwencjonalnego, mainstreamowego nurtu, a z drugiej są bardzo unikalne w wyrazie i w ciekawy sposób zbudowane na przeciwieństwach i kontrastach.

Noa jest jednocześnie pełna ostrej, wręcz przeszywającej świeżości jak i wypełniona kremową, gładką materią. Bywa na przemian lodowo mroźna by za chwilę przeobrazić się w ciepłe i waniliowo gładkie zjawisko.

Ciekawym elementem jest nuta kawy – gorzkawe, niezmielone ziarna wprzęgnięte pomiędzy kwiatowo-piżmowe przestrzenie. Dryfując między ostrym a jednocześnie miękkim piżmie i kwiatowych gładkościach tworzy akcent, który mocno wyróżnia te perfumy wśród innych kwiatowych woni.

Wbrew wrażeniu jakie może nasuwać eteryczny, przypominający bańkę mydlaną flakon, Noa, przy całej swojej przejrzystości i świeżości nie jest bynajmniej zapachem lekkim ani uniwersalnym. Piwonia i kawa odcinają się dość ostro z ogólnej kremowej struktury i mogą być postrzegane przez jednych jako drażniący, a przez innych jako piękny i unikalny akord.

 

Nuty: białe piżmo, piwonia, kawa, lilia, frezja, konwalia, drzewo sandałowe, wanilia, kolendra, jaśmin, nuty zielone, zielona trawa, ylang-ylang, kadzidło, fasolka tonka, brzoskwinia, cedr, śliwka, róża.

Cafe Infernal ; kawa gorejąca – Kerosene „Follow”

Kerosene „Follow”

Oceniając na podstawie całkowicie wydawałoby się bezpiecznych nut składowych „Follow” może jawić się jako uładzony, klasyczny gourmand. Palone ziarna kawy, syrop klonowy, wanilia, tonka, benzoes i bursztyn – co tu może być niszowego? Ten grzeczny zestaw zupełnie nie przygotowuje nas na moment zaskoczenia, gdy odkryjemy prawdziwą naturę tych perfum.

Początek, choć akord ten nie jest wymieniony w składzie, daje wrażenie rumowych czekoladek, kawy z cukrem, ale wszystko to przeszywa ostra jak drzazga, zardzewiała nuta, jakby te wytworne rumowo-kawowe czekoladki krojono zardzewiałym nożem. Do tego pojawia się zapach wiórów świeżego drewna uciekających spod ostrza siekiery.

„Follow” są bardzo gęste, wręcz zatykają tą gęstą esencjonalnością nozdrza,  duszące i drapiące w gardle, sprawiające jednocześnie ból i przyjemność.

Jest również kawa – skwiercząca w pożerających ją płomieniach, jest syrop, ale zalewający nozdrza i odbierający powietrze swoją gęstą słodyczą. Wszystko tu to wykrzywiona złowrogo karykatura perfum gourmand niczym demoniczne pluszowe króliki rodem z serii gier „Silent Hill”. Całość perfum skwierczy w ogniu, dopala się, dogorywa,  podczas gdy w oddali widać pulsujące światła alarmu.

Po jakiejś godzinie następuje jednak zaskakująca metamorfoza. Pożoga cichnie i następuje głęboki, aksamitny spokój. Ciepłe espresso z rumowo-klonowym syropem kołysze się miękko  w porcelanowych objęciach filiżanki.

Nuty: palone ziarna kawy, syrop klonowy, wanilia, fasolka tonka, benzoes, bursztyn.

Jaśmin w deserowo-kawowej smudze – Bohoboco „Coffee White Flowers”

Bohoboco „Coffee White Flowers”

„Coffee White Flowers” to zapach zgrabnie skrojony i bardzo komfortowy w noszeniu. Na podstawie nut w nim występujących (czekolada, kakao, rum, wanilia) można byłoby oczekiwać zapachu w stylu gourmand jednak powyższe perfumy nie wpisują się w tę kategorię. Słodycz nie jest  w nich obezwładniająca, przełamuje ją aromat kawy, wprawdzie takiej z dodatkiem mleka, ale wciąż intensywnej i zachowującej delikatną goryczkę. Wyraźna jest również fala upojnych, balsamicznych białych kwiatów i ośmieliłabym się powiedzieć, że to właśnie one są głównym motywem tego zapachu. „Coffee White Flowers” to kremowy bukiet jaśminu, lilii i gardenii przeniknięty smugą kawowo-rumowego dymu.

Wytwór Bohoboco owszem, przypomina elegancką kawiarnię, ale raczej jej atmosferę, nastrój, wnętrze niż dosłowne podawane tam deserowe specjały. Perfumy te mają w sobie  pewną nieoczywistą strunę. Używając „Coffee White Flowers” nie pachniemy jak ciasto czekoladowe czy rumowe praliny, nosimy za to wokół siebie obłok luźnej elegancji, dobrego stylu, wysokiej jakości wyrażonej przez kwiatowe i kawiarniane nuty.

Podsumowując, zabieg połączenia kremowego, tłustego jaśminu z kakaowo-kawowymi nutami daje efekt bardzo ciekawy i nietuzinkowy. Bohoboco serwuje nam wykwintny tort kawowy, ale i wszystko to co wokół niego – srebrne łyżeczki, filiżanki z cienkiej porcelany, pluszowe fotele, przyćmione światło i białokwiatową aurę.

Nuty: kawa, czekolada, rum, białe kwiaty, wanilia, kakao, cynamon, goździki, skóra

Kakaowa kawa z syropem miętowym – Atelier Cologne „Cafe Tuberosa”

 

Atelier Cologne „Cafe Tuberosa”

Kawa niewątpliwie tu jest. I to raczej ta w ziarnach, palona niż rozpuszczona w filiżance i zduszona mlekiem. Jest również trudna do zidentyfikowania mentolowo-ziemista nuta, przypominająca miętę, zapewne zasługa tuberozy, która lekko popycha te perfumy w kierunku niszy. Obecnego w składzie ziarna kakaowca na początku nie czułam prawie wcale, dopiero w późniejszej fazie ujawnił się w matowym wydaniu rodem z deserowej, lecz nie gorzkiej czekolady, za to jest dość wyraźny kardamon i  pobrzmiewający w tle olejek różany.

Na etapie początkowym jest słodkawo i trochę dziwnie – nietypowo i ciepło, mimo charakterystycznego jakby mentolowego powiewu. Zapach nie rozwija się jakoś szczególnie dużo, główna zmiana to proporcjonalne do upływu czasu narastanie słodyczy, która jednak nigdy nie staje się przesadzona. Wtedy kawę zaczyna przyćmiewać słodkawe, pyliste kakao i łagodnieje dziwaczna nieco w tej kompozycji  miętowo-tuberozowa nuta.

Dla mnie tej mentolowej zieloności jest „Cafe Tuberosa” mimo wszystko zbyt dużo, choć niewątpliwie ta nuta dodaje perfumom oryginalności. Niewątpliwą zaletą jest natomiast przedstawienie kawy nie w typowy dla przemysłu perfumeryjnego przesłodzony mleczny syntetyczny sposób, rodem z saszetek typu 3w1, lecz w dość naturalnej odsłonie espresso. Niestety, kawa ta zbyt szybko, bo już po jakichś dwóch godzinach ustępuje pola kakaowym słodko-gourmandowym nutom. Projekcja raczej trzymająca się blisko skóry, trwałość bardzo dobra.

Nuty: kawa, ziarno kakaowca, indyjska tuberoza, olej różany, madagaskarska wanilia, gwatemalski kardamon, kalabryjska bergamotka, sycylijska mandarynka.