Z toaletki przedwojennej damy – Guerlain „L`Heure Bleue”

Guerlain „L`Heure Bleue” 

„Szklisty”, to przymiotnik jaki najlepiej określa ten zaprezentowany w 1912 roku zapach.

Jest w tych pefumach wilgotna przejrzystość irysa, brzęk szkła kieliszków na przedwojennym bankiecie, migotanie kryształów w naszyjnikach i kolczykach pań. „L`Heure Bleue” to zapach chłodny jak powietrze tuż przed świtem czy zaraz po zachodzie słońca – tytułowa błękitna godzina. Nieoczywista kwiatowość, zamglona oparem transparentnego pudru, łączy się tu ze świeżą roślinną goryczką.

„L`Heure Bleue” jest zapachem wieczorowym i pełnym retro szyku. Przypomina letni wieczór spędzony w świetle kryształowych żyrandoli i pluszowych kanap, gdzie brzęk kieliszków i dźwięki rozmów wypływają przez otwarte okno w czerń przesyconego zapachem heliotropu wieczornego powietrza.

Kompozycja jest bardzo złożona i wieloskładnikowa. Za charakter tych perfum odpowiada głównie połączenie wytrawności goździka i goryczki neroli z upająjącą kwiatowością heliotropu i irysa, oraz orientalną słodyczą benzoesu i wanilii.

Mimo, że nie zaliczam się do zadeklarowanych wielbicielek stylistyki vintage, „Błękitna Godzina” urzekła mnie. Lata świetności wielu powstałych przed 2000 rokiem kompozycji, dawno przeminęły, duża ich część stała się tylko przebrzmiałym reliktem mocno odbiegającym od współczesnej estetyki, lecz „L`Heure Bleue” nie należy do tej kategorii. Mimo pewnego retro sznytu, który zresztą tylko dopełnia ich uroku, są całkowicie noszalne i z pewnością mogą przypaść do gustu miłośnikom niespecjalnie słodkich, kwiatowo-pudrowych kompozycji.

Nuty: irys, heliotrop, goździk, fiołek, anyż, wanilia, benzoes, goździk, neroli, drzewo sandałowe, ylang-ylang, fasolka tonka, kolendra, piżmo, wetyweria, bergamotka, róża bułgarska, jaśmin, orchidea, tuberoza, cytryna.

 

Królowa lodu i zmrożone fiołki – Alexander McQueen „My Queen”



Alexander McQueen „My Queen”

Perfumy zostały wydane w 2005 roku, 5 lat przed samobójczą śmiercią brytyjskiego projektanta mody, którego nazwiskiem są sygnowane.

Zapach należy raczej do tych zimnych. Pudrowy, ale to raczej pudrowość warstewki szronu niż ciepłego kosmetycznego pyłu. Chłodne fiołkowe nuty przypominają chwilami „Insolence” Guerlain.

Wbrew temu, co pisano w wielu recenzjach, ja nie czuję przesadnej syntetyczności. Wręcz przeciwnie, fiołek jest tu przedstawiony w jednej z najlepszych perfumowych odsłon – przestrzenny, krystaliczny, elegancki i kuszący.

„My Queen” to królowa lodu, ze szronem na twarzy i ze zmrożonymi fiołkami we włosach. Wprawiająca w zachwyt swym zimnym sex appealem. Zdystansowana i daleka, a jednocześnie fascynująca.

Po jakimś czasie zapach staje się słodkawy (ale nie mdlący) lodową słodyczą mrożonych migdałów i kosmetycznej wanilii. W tej fazie nie budzi już skojarzeń z „Insolence”, ale przesuwa się w stronę „Hypnotic Poison”, co nie znaczy, że jest jego kopią. Fiołek miesza się z heliotropem, irysem i białymi kwiatami, ale mimo to trudno te perfumy zaliczyć do typowo kwiatowych.

Podsumowując – oryginalna, godna polecenia kompozycja, z przyzwoitą kilkugodzinną trwałością.

Nuty: fiołek parmeński, słodki migdał, irys, heliotrop, wanilia, białe piżmo, paczula, białe kwiaty, wetyweria, cedr, kwiat pomarańczy.