Zimny dzień laboratoryjnej wiosny – Cartier Carat

 

Po przeczytaniu wielu pochlebnych opinii bardzo chciałam pokochać ten zapach, niestety nie dane nam było nawet się polubić.
Skład sugeruje, że Carat powinien pachnieć jak bukiet wiosennych kwiatów – hiacyntów, narcyzów i tulipanów. Ja czuję w nim również zapach konwalii. Mimo, że nie została ujęta w składzie, nuty często układają się w sposób przypominający jej woń.

Owszem, elementów floralnych wplecionych w ten zimno-słodki zapach jest sporo, ale jednocześnie zadziwia ostry, chwilami nawet nieprzyjemny ton kompozycji. Mimo całej swojej wiośnianej otoczki, Carat nie pachnie naturalnymi kwiatami. Nie jest drażniąco sztuczny, ale wyczuwalne jest dość wyraźnie, że kwiatowe nuty – sztyletowate hiacynty i ostre zielone pędy są laboratoryjnymi tworami. Przewija się przez te perfumy również jakby aromat niezbyt słodkiej, przezroczystej landrynki.

Czytając polskie recenzje zapachu zaczynałam już wierzyć, że być może cierpię na halucynacje węchowe i przenikliwie jaskrawy, przeszywający nozdrza akord jaki przeszkadza  mi w Carat,  istnieje tylko w mojej wyobraźni. Opinie zamieszczone jednak chociażby na angielskojęzycznej wersji serwisu fragrantica potwierdzają, że taki odbiór jest nie tylko moim udziałem.
Wniosek z tego taki, że zanim Carat nie znajdzie się na waszej skórze, nie da się przewidzieć, którą ze swojej dwoistej natury raczy objawić – czy będzie to uroczy, czysty, zielony kwiatowiec czy ostry, syntetyczny i bywa, że drażniący perfumowy twór.
W kwestii trwałości, to na mojej skórze nie jest zbyt imponująca – zapach szybko staje się słabo wyczuwalny i zanika.
Jeśli ktoś planuje zapoznać się z kwiatowymi perfumami marki Cartier, to raczej niż Carat proponowałabym na początek liliowy Baiser Vole, a zwłaszcza jego wersję Essence z wanilią, która niestety jest już trudno dostępna na rynku.
Nuty: hiacynt, lilia, tulipan, nuty zielone, narcyz, gruszka, ylang-ylang, bergamotka, mimoza, białe piżmo, wiciokrzew, fiołek,

Plaża i lody owocowe – Escada „Agua del Sol”

 

„Agua del Sol” to jeden z limitowanych, letnich wypustów marki Escada. Perfumy te zostały wydane w 2016 roku i pachną tak jak można się spodziewać na podstawie użytych w nich nut zapachowych – sorbetowo, owocowymi lodami i świeżym sokiem. Mimo, że jest to typowo wakacyjna kompozycja na upały, cytrusów nie ma tu za wiele, a jeśli już to w postaci słodkej mandarynki. Stosunkowo wyraźna jest za to morelowa nuta, a owoce mają raczej cięższy, gęsty wymiar – to nie rozwodniona cytryna z limonką, lecz malinowe i gruszkowe nektary, chociaż z orzeźwiającą nutą. Prawdopodobnie wiele osób ciekawych jest jak wypada w tej kompozycji lodowo-sorbetowy akord i muszę powiedzieć, że jest on całkiem wyraźny. „Agua del Sol” miałam na sobie jedząc jednocześnie lody o smaku papai i malin, i trzeba przyznać, zapach był uderzająco zbliżony i utrzymany w identycznym charakterze jak lodowe przysmaki. Projekcja i trwałość mogłyby być lepsze, ale mimo to wielbicielom lodów owocowych i słodkich letnich zapachów zdecydowanie polecam.

Nuty: sorbet, lody, malina, cytrusy, gruszka, mandarynka, różowy pieprz, nuty owocowe, morela, róża, fasolka tonka, białe piżmo, drzewo sandałowe.

Gruszka w karmelu muśnięta kawowym akordem – Allvernum „Coffee & Amber”

Allvernum „Coffee & Amber”

Kto spodziewa się odnaleźć w tych perfumach dominujące nuty kawy i bursztynu ten może się zawieść. Natomiast jeśli oczekujemy przyjemnych, choć niezbyt skomplikowanych perfum w stylistyce gourmand to zapach marki Allvernum może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Wbrew nazwie, w „Coffee & Amber” dominuje nie kawa, a gruszka, zanurzona w karmelu i wanilii oraz jaśmin. Perfumy te nie są jednak w żaden sposób owocowe – ujęcie nuty gruszki należy raczej do kategorii deserowej.

Zapach ten został tylko muśnięty nutą kawy, i to nie w postaci czystego espresso a raczej cappuccino osłodzonego trzcinowym cukrem. Mimo deserowych skojarzeń, pachnidło to zdecydowanie nie należy do perfum przytłaczających czy mdlących przesadną ilością słodkich akordów. Niewyczuwalne jako oddzielny składnik, ale trzymające słodycz perfum mocno w ryzach neroli i paczula nie pozwalają przekroczyć granicy za którą odczuwałoby się węchowy dyskomfort.
Dla wielbicieli słodkich tworów typu „Paradiso” Roberto Cavalli czy Yves Saint Laurent „Black Opium”, do którego zresztą „Coffee & Amber” są dość podobne, może być całkiem ciekawą (i tanią) propozycją. Za około 30 zł otrzymujemy ciepły gourmandowy, skrojony zgodnie z najnowszymi trendami zapach o średniej (około 3-4 godzin) trwałości i projekcji, zamknięty w prostym, ale elegancko wykonanym flakonie.
Dodatkową zaletą jest to, że marka Allvernum nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.
Nuty: gruszka, kawa, jaśmin, bursztyn, paczula, wanilia, różowy pieprz, neroli.

Zimna słodycz arbuza – Sergio Tacchini „Precious White”

Sergio Tacchini „Precious White” 

„Precious White” to całkiem przyzwoicie skomponowany letni zapach. Perfumy te balansują na granicy dwóch kategorii : wodno-świeżej i owocowej, a szala przynależności przechyla się raz na tę to znów na drugą stronę. Za zaliczeniem „Precious White” do kategorii owocowej przekonuje cała jego niewątpliwa soczystość i fakt, że jest dość słodki. Z drugiej strony słodycz ta jakimś cudem ma w sobie mnóstwo przejrzystych i zimnych nut, co przeciąga ją na stronę perfum świeżych i ozonowych.

Obecne w składzie arbuzowe nuty tworzą owocowo-wodny balans, gruszka nadaje słodkiej syropowości, a piżmo i drzewo sandałowe jakby matowego zakończenia.
Przyjemny choć niespecjalnie trwały odświeżający zapach na lato dla tych, którzy nie gustują w zazwyczaj proponowanych na tę porę roku cytrusowych czy mydlano-piżmowych kompozycjach.
 
Nuty: nuty wodne, arbuz, magnolia, gruszka, białe piżmo, róża, biała brzoskwinia, drzewo różane, drzewo sandałowe.

Mydlana róża w zwodniczym flakonie – Escada „Especially Elixir”


Escada „Especially Elixir” 

Nie ukrywam, że flakon i kolor zawartego w nim płynu zachwycił mnie do tego stopnia, że pod wpływem impulsu kupiłam go w ciemno. I niestety, nie była to najlepsza decyzja. Purpurowa barwa perfum sugeruje zapach intensywny i wyraźnie zdefiniowany. Tymczasem „Especially elixir” to woń rozmyta, jakby rozwodniona, ze sporym dodatkiem nijakiego mydła. Spodziewałam się czegoś o większej mocy, intensywniejszym zapachu, a tu czuję mdłą różaną łagodność, którą lepiej oddawałaby pastelowa buteleczka niż ta ognista fuksja. Na podstawie barwy flakonu, tak wyobrażałabym sobie raczej wersję Especially – stonowaną i subtelną.

Wzasadzie przez cały czas noszenia, zapach nie zmienia się, jest linearny, nieokreślony, trochę różany, ale w mydlanym wydaniu i cierpkawy.

Gdzieś w tle kołaczą się echa gruszki i śliwki, ale również są rozwodnione i zanurzone w różanym mydle.

Ci którzy spodziewają się słodkiej różanej konfitury zawiodą się – owszem, jest trochę słodkawo. ale tylko powierzchownie.  W tej róży zawarta jest nuta kwaśnawej goryczki, co zdaje się ma odzwierciedlać cień nad różanym ogrodem, ze zdjęć reklamujących te perfumy.

Niby nie jest to zapach zły, może się podobać, ale  czegoś w nim brakuje. Może tej odrobiny szlaeństwa obiecanej przez intensywną purpurę flakonu.

Nuty: róża, śliwka, gruszka, paczula, białe piżmo, grejpfrut, piżmo ambrowe, drzewo kaszmirowe, ylang-ylang, bursztyn, madagaskarska wanilia.

Wspomnienie lat dziewięćdziesiątych : karmelowo-gruszkowe ciastko do kawy – Cafe Parfums „Cafe Cafe”

 

 Cafe Parfums „Cafe-Cafe”

Przyznaję, że perfumy te, wydane w 1996 roku, kupiłam teraz z sentymentu. To był pierwszy zapach, którego używałam jako nastolatka. Obecne „Cafe-Cafe” pachną identycznie jak te w latach dziewięćdziesiątych, nie przeprowadzono na nich żadnej reformulacji.

Zawiedzie się ten kto oczekuje zapachu mocnego espresso. Mimo nazwy, nuta kawy jest w cafe cafe delikatna, słodka i rozcieńczona mydlanymi oparami. Ta kawa z mlekiem i cukrem, w filiżance świeżo wymytej mydłem, szybko przeobraża się w woń, którą ja określiłabym jako owocowo-karmelową. Wyraźnie wyczuwalna jest obecna w składzie dojrzała brzoskwinia, która wydaje się być polana karmelem lub klonowym syropem. Mimo to, „Cafe-Cafe” nie są przesadnie słodkie – gdzieś w tle majaczy cytrusowa nuta cytryny i bergamotki, która nadaje im pewnej rześkości.

Jest to zapach całkowicie linearny, od początku do końca taki sam, słodko-brzoskwiniowo-gruszkowy, z echem białych kwiatów (jaśmin i konwalia w składzie) i mydlaną nutką. Kojący, spokojny, ale i niestety zbyt zachowawczy. Jeżeli ktoś, tak jak ja, nie gustuje w  mydlanych nutach, nawet jeżeli to mydło jest delikatne, kremowe i naturalne, powinien trzymać się od „Cafe-Cafe” z daleka. Trwałość i projekcję należy określić jako przeciętne.

Nuty: brzoskwinia, gruszka, marakuja, karmel, wanilia, jaśmin, irys, piżmo, konwalia, drzewo sandałowe, cytryna, tuberoza, róża, rozmaryn, paczula, bergamotka.

 

Industrialna gruszka – Serge Lutens „La Vierge De Fer”

 

Serge Lutens  „La Vierge De Fer” 

 

„La Vierge De Fer”, czyli po francusku Żelazna Dziewica. Tytuł, jak wszystkie zresztą nazwy perfum Serge Lutensa ma nieść ze sobą  znaczenie, gdyż twórca ten wierzy, że język wpływa na postrzeganie zmysłami, tak jak w tym wypadku węchem.  Serge Lutens zawsze tworzy dla swoich perfum historie, zanurzone w psychologii, psychoanalizie, literaturze i sztukach wizualnych.

Co do „La Vierge De Fer”, to trudno postrzegać je jako narzędzie tortur, tytułową żelazną dziewicę – to kompozycja na wskroś nowoczesna, industrialna poprzez metaliczne nuty w składzie, a jednocześnie łatwo noszalna i zdecydowanie kobieca.

Jest w niej dużo lekkości, przejrzystych struktur, płynnie przenikających się rozmytych nut. Dużo w tych perfumach niedpowiedzeń i tajemniczości, a jednocześnie jakiś żywy dziewczęcy urok. Trochę w nich smutku, trochę pogody.

Z rozczarowaniem natomiast stwierdzam, że nie wyczuwam prawie w tej kompozycji lilii, ze względu na którą zresztą ją nabyłam. Dominuje gruszka – słodka, soczysta, dojrzało-pomarańczowa. Nie jest to jednak zwykły owoc. To gruszka podszyta metaliczną powłoką, chłodną i pozbawioną patosu jak nagrobna płyta z szarego lastryko. Niewiele też jest kadzidła, które mogłoby nadać tym perfumom więcej morku.

„La Vierge de Fer” to dobry początek na rozpoczęcie przygody z perfumami niszowymi – te zdecydowanie są noszalne i mogą podobać się nawet osobom niespecjalnie odważnym i nieprzygotowanym na ekstremalne eksperymenty. Jeśli chodzi o parametry użytkowe, to są dość trwałe, ale bliskoskórne.

Nuty: lilia, gruszka, kadzidło, drzewo sandałowe.