Demon okiełznany – Givenchy „Ange ou Demon”

Givenchy „Ange ou Demon” 

Nazwa „anioł lub demon” sugeruje dwoistość natury tych perfum, a design i kolorystyka utrzymanego w przejrzysto grafitowej barwie flakonu przekonuje, że bliżej im do diabelskości.

Spodziewawszy się w związku z powyższym czegoś groźnego i drapieżnego, początek mnie rozczarował, bo okazał się być głównie waniliową słodyczą.

Dopiero po jakiejś półgodzinie noszenia tych perfum, gdzieś w tle zamajaczyły także ziemiste, bardziej posępne nuty jak wybrzmiewające w powietrzu ponurą melodią chorały gregoriańskie. 

„Ange ou Demon ” kojarzy się z ciemnymi jesienno-zimowymi nocami, kiedy „kołyszą się w gałęziach grudnie i listopady” , jak pisał w swoim wierszu Broniewski.

Jest też w tle drzewno-butwiejący akord,  coś jakby wnętrza starego drewnianego kościoła w pochmurny dzień i dużo woskowego zapachu dopalających się świec.

Demon z nazwy tych perfum to raczej „demony” w sensie psychologicznym, czyli nie nadprzyrodzone, groźne istoty, ale gnębiące, depresyjne myśli, bo zapach ma w sobie niewątpliwy smutek. 

Jednak w tych przepastnych ciemnościach pojawia się promyk nadziei; wśród zimnej nocy błyska gdzieś światełko bezpieczeństwa i schronienia w postaci ciepłych korzennych akordów, a melancholijność perfum została złagodzona kremową łagodnością wanilii i lilii oraz soczystą nutą mandarynki. 

Mimo, że wraz z upływem czasu ich słodycz  mocno się tonuje, „Ange ou Demon” mogą być odbierane jako perfumy męczące i ciężkie. Eleganckie, poważne, zrównoważone, dojrzałe i nieco depresyjne , ale z pewnością ciekawe i warte zapamiętania.

Nuty: wanilia, szafran, lilia, fasolka tonka, tymianek, ylang-ylang, orchidea, brazylijskie drzewo różane, mech dębowy, mandarynka.