Zamszowy likier Kahlua – Elizabeth Arden „5th Avenue Royale”

Elizabeth Arden „5th Avenue Royale”

„5th Avenue Royale” to perfumy całkiem dobre, chociaż brakuje im kilku cech dzięki którym można byłoby uznać je za wybitne.

Po pierwsze, są utrzymane w konwencji nieco zbyt konserwatywnej i zachowawczej elegancji. Przypominają przez to sukienkę uszytą wprawdzie ze świetnego materiału, ale zapinaną wysoko pod szyję i skrojoną tak klasycznie, że ociera się o nudę. Brakuje w tej kompozycji trochę odważniejszego podejścia, swobody i bardziej nowoczesnej stylistyki.

Trzeba jednak przyznać, że mimo trochę już przebrzmiałego i zbyt klasycznego ujęcia tematu, to obecna w nich słodycz jest  zdecydowanie nieoczywista. Dzięki nieczęsto często używanym w perfumach nutach – delikatnemu zamszowi rodem z wytwornej damskiej rękawiczki i ciepłej poświacie czekoladowo-kawowego likieru całość kompozycji jest niebanalna i stylowa. Wymienione w składzie malina i paczula tworzą za to ledwie wyczuwalną otoczkę, majaczącą niewyraźnie na horyzoncie i nie odgrywającą w tym zapachu istotnej roli. Może szkoda, bo skóra w ciut ostrzejszym wydaniu czy większy dodatek paczuli przełamałyby te łagodne, nieco mdławe linie i nadały zapachowi większą wyrazistość.

Gdyby nie lekko landrynkowe tony, na które momentami zbacza ten zapach i trochę zbyt powierzchowne ujęcie tematu, byłyby to perfumy naprawdę świetne, a tak zasługują na mocną czwórkę.

Nuty: zamsz, likier, malina, paczula.

 

Czarna rzeka zapomnienia – Dior „Poison”

 

 

 

 

Dior „Poison”

Najpiękniejszy w tych perfumach jest początek. Bezpośrednio po aplikacji zapach rozlewa się balsamiczną, ziołowo-syropową strugą zmieszaną z intensywną wonią podwędzanej śliwki. Potem zostaje przysypany pieprzem, a przez to wszystko przedziera się kadzidło.

„Poison” jest jak czarna rzeka o sennym nurcie. Zawarte w tych perfumach nuty zapachowe przelewają się niespiesznie jedna w drugą, tworząc przedziwne czasem, ale jednocześnie porywające wzory. Są tu i zioła zasypane mrokiem, rozsychające drewno starego kościoła, miodowa balsamiczność i liście zwarzone pierwszym przymrozkiem. Zapach przeszłości, donośny, nie dający o sobie zapomnieć, utrzymany w leniwym, transowym rytmie.

Wbrew temu co może sugerować powyższy opis, jest to zapach ciepły, o rozgrzewającej mocy, co zawdzięcza grze kolendry z cynamonem i anyżem. Jest tu ciepło ogniska rozpalonego w mglisty jesienny wieczór i płomieni świec, jest złocisty poblask miodu i bursztynu.

Mimo ciemnych konotacji, nie jest to również zapach smutny czy depresyjny. Jest nastrojowy, stylowy, poważny, ale jednocześnie nasycony pozytywną magią.

Niestety, wraz z upływem czasu na mojej skórze nabiera cierpko-suchych tonów, co odbiera mu sporą część uroku. Trwałość bardzo dobra, około 7-8 godzin, projekcja również jest wyraźnie wyczuwalna.

Poniższy film reklamowy doskonale oddaje charakter tych perfum:

https://www.youtube.com/watch?v=aa-ea_KTPgA

Nuty: śliwka, tuberoza, kadzidło, biały miód, dzikie jagody, cynamon, kolendra, opoponaks, goździk, wanilia, jaśmin, anyż, bursztyn, brazylijskie drzewo różane,  drzewo sandałowe, kwiat afrykańskiej pomarańczy, róża, heliotrop, piżmo, wetyweria, cedr Virginia.

 

Guerlain „Shalimar” – muzealny eksponat i przebrzmiała doskonałość


Guerlain „Shalimar”

Perfumy są rówieśnikiem Chanel no 5, wydane zostały w 1925 roku.

Początek jest ostry, goździkowy, przyprawowy, po chwili dochodzi aromatyczne miodowo-żywiczne podbicie. Na tym etapie trochę przypominają „L`Elephant”Kenzo.

Ta ostra, syntetyczna wczesna nuta nie jest jednak nieprzyjemna, to co mniej zachwyca, nadchodzi dopiero później.

Wanilia początkowo mocno wyczuwalna, zaczyna przeplatać się z gorzkimi nutami kadzidlanymi i skórzanymi. Po jakiejś półgodzinie już wyraźnie słabnie, obecne są od czasu do czasu tylko jej słodkie powiewy, a twarde skórzane akordy przejmują ster. Z rzadka rozlegają się gdzieś w tle echa cytrusowe, za sprawą użytych w tej kompozycji cytryny, mandarynki i bergamotki.

Zapach jest na pewno wielowymiarowy, wyrafinowany i dojrzały, ale zbyt surowy i posępny orientalną ponurością bez wdzięku, przez co odbiera się go jako niedzisiejszy i przestarzały. Doceniam nieoczywistość tej kompozycji, ale nie chciałabym jej nosić ze względu na zupełny brak miękkości, jakiejś bardziej marzycielskiej nuty, która trochę złagodziłaby harde akordy skóry i piżma.

W tworze marki Guerlain  jest zbyt dużo orientalnej realności i drażniącej mocy cywetu żeby odpowiadała moim gustom zapachowym. Postrzegam „Shalimar” jako klasykę, która owszem, niewątpliwie zapisała się w historii perfumiarstwa, ale nie do końca odpowiada już współczesnym gustom przez co stała się zakurzoną ramotą, coś jak dziewiętnastowieczny sklepik z przyprawami z wyblakłej fotografii.

Może będzie to kalanie tak zasłużonego zabytku perfumiarstwa, ale teraz to już chyba tylko relikt minionej epoki, odpowiedni dla starszych, niekoniecznie zresztą wiekiem lecz duchem, pań.

Nuty: wanilia, kadzidło, skóra, cytrusy, opoponaks, bergamotka, drzewo sandałowe, irys, cytryna, cywet, fasolka Tonka, piżmo,mandarynka, wetyweria, cedr, jaśmin, róża.

A oto film promujący te perfumy, moim zdaniem mocno nieadekwatny do ich charakteru:

https://www.youtube.com/watch?v=tb4z-XO5MTM

Ja odbieram osobę ich używająca tak: