Różane zamsze i satyny – Moschino Toy Boy

 

Fakt, że producent klasyfikuje te perfumy jako męskie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałą zagadką. Jest to zdecydowanie uniseks i to z przechyłem bardziej w damską niż męską stronę.

Główny bohater kompozycji to róża, bardzo ciekawa i zmierzająca delikatnie w niszową stronę. Charakterystyczną cechą tego zapachu jest piżmowy nalot, który tworzy wrażenie satynowej, zamszowej faktury kruchych kwiatowych płatków. Struktura tych perfum jest jednocześnie aksamitna, mięsista, jak i lekko chropowata i stanowi ich znak rozpoznawczy.

Wbrew lekko prowokacyjnemu, nietypowemu flakonowi  w kształcie misia, jest tutaj dużo eleganckich, wręcz wytwornych tonów. Toy Boy pachną jak niszowe różane kompozycje z pod znaku  Frederica Malle czy zapachy z ekskluzywnych linii butikowych – są nieoczywiste, ewidentnie wysokogatunkowe i drogo brzmiące.

Jeśli miałabym te perfumy zilustrować obrazem byłyby to zwoje purpurowego aksamitu rozpostarte w ciemnych wnętrzach starej biblioteki. Jest krwiście, słodko, aromatycznie, ale całość została jakby oprószona delikatnie ziemistymi partykułami kurzu, bo pewnym czasie satynowa, podbita delikatną goryczką wetywerii róża nabiera więcej ziemistych i żywicznych tonów. Perfumy są zdecydowanie odpowiednie dla kobiet i nie trzeba mieć tu żadnych obaw. Mimo, że producent określa je jako męskie, większość panów, poza tymi najbardziej otwartymi na awangardowe modowe trendy, uzna je pewnie za zbyt damskie.

Nuty : róża, gruszka, bergamotka, żywica elemi, indonezyjska gałka muszkatołowa, len, magnolia, różowy, pieprz, wetyweria, goździk, drzewo sandałowe, drewno kaszmirowe, bursztyn, molekuła sylkolide.

 

Pleśniowa wanilia i stara szafa – Jovoy Psychedelique

„Psychedelique” w nieco łagodniejszej formie serwuje treści znane z „L`eau Trois” Diptyque. Są tu pleśnie, zbutwiałe drewniane meble, zapachy zapomnienia i uwiądu. 
Paczula najbrudniejsza z brudnych, stęchlizna i zaduch. Stosy niewietrzonych ubrań po zmarłej, trawionej demencją staruszce, które rodzina wyciągnęła z szaf i zamknęła w nagrzanym pomieszczeniu. Bo właśnie ciepło, nieprzyjemne i chorobliwe jak stan zapalny, jest jedną z charakterystycznych cech „Psychedelique”. 
Dodatkowo bardzo liczne są tutaj nuty ziemiste , chwilami brudno-słodkawe  (zapewne ze względu na obecność wanilii w składzie), co tworzy iluzję świeżo wyjętego z ziemi i przekrojonego na pół miąższu buraka. 
Po kilku godzinach, a trwałość mają morderczą, „Psychedelique” stają się nieco bardziej noszalne. Do głosu dochodzi więcej bursztynu, zatęchłe nuty do pewnego stopnia się wycofują i przy dobrych chęciach i pozytywnym nastawieniu można na tym etapie klasyfikować te perfumy jako ciepły zapach mebli kolonialnych, nad którymi unosi się wątła smuga wanilii. Dla mnie jednak zbyt dużym wyzwaniem jest spędzić 3-4 godziny w rozsychającej się szafie pełnej leżących tam kilkadziesiąt lat ubrań, by zostać obdarzonym tym końcowym, akceptowalnym efektem. 
Perfumy marki Jovoy będą dobrą propozycją dla miłośników perfum trudnych, posępnych i niekonwencjonalnych, tym lubiącym mainstreamowe kompozycje kwiatowo-owocowe, a nawet umiarkowaną niszę pokroju marek Serge Lutens czy Tom Ford, radzę od „Psychedelique” trzymać się z daleka, niezależnie od tego jak kusząca może wydawać się nazwa. 

Nuty: paczula, bursztyn, wanilia, francuskie labdanum, piżmo, geranium, róża, cytrusy.

Malinowe ciasteczka podane na antycznych srebrach – Robert Piguet „Jeunesse”

Przyznam, że bardzo trudno było mi napisać recenzję perfum niszowej marki Robert Piguet i uchwycić ich naturę. Junesse znaczy  po francusku młodość jednak mi zapach ten jawi się zdecydowanie bardziej jako kobiecy niż młodzieńczy. Nuty są na pozór radosne i nieskomplikowane – maliny, czarna porzeczka, granat, ciastka makaroniki, ale perfumy mają w sobie wyraźny dystans i spokój, co sprawia, że absolutnie nie kojarzą się z typowo dziewczęcymi pachnidłami.
Przez owocową zasłonę przenika pudrowo – bezowy zapach makaroników, matowiąc soczystość i ekspansywność owoców. I paradoksalnie to właśnie ta deserowa, pysznie krucha nuta wprowadza wrażenie dojrzałości, chociaż ciasteczka w powszechnym odbiorze kojarzą się zwykle z dzieciństwem. Tu jednak makaroniki są najwyższej jakości, rodem z  paryskiej cukierni z lat pięćdziesiątych, pełnej książek i ustawionych w cieniu lamp foteli, bo perfumy te mają w sobie pewne tony retro, mimo, że powstały w 2012 roku.
Na mnie Jeunesse, wbrew składowi, który mógłby to sugerować, nie sprawia bynajmniej wrażenia jeszcze jednych malinowo-landrynkowych perfum jakie tłoczą się na półkach popularnych drogerii. Metaliczno – bezowa, matowa nuta i winna słodycz czerwonych owoców nadają temu zapachowi  powagi i harmonii, wbrew pulsującym żywo porzeczkowym i malinowym sokom.

Nuty: malina, ciastko makaronik, czarna porzeczka, granat, nuty kwiatowe, piżmo.

Ciemna paczula w aksamitnym pudełku – Perris Monte Carlo Patchouli Nosy Be

Patchouli Nosy Be to przeciwieństwo opisywanej kilka recenzji temu Moonlight Patchouli Van Cleef & Arpels. Podczas gdy tamta jest jasna, chłodna i strzelista, Patchouli Nosy Be to więdnące liście zakopane w ciepłej, czarnoziemowej norce. Ziemistych akcentów jest tu sporo, jednak zmierzają one raczej w stronę aromatycznych ziół niż dusznej piwnicy.

Początek jest dość ostry, przez chwilę pojawia się nawet jakby terpentynowa nuta, potem jednak wszystko ciemnieje i pogrąża się w miękkim paczulowym mroku owianym woalem gorzko-słodkiego kakao i wanilii.

Patchouli Nosy Be to ambitna, wielowarstwowa kompozycja, gdzie czekoladowe nuty przeplatają się z paczulą brzmiącą chwilami jak suszone oregano czy liść laurowy. Klimat bardzo nieoczywisty, komfortowy, ciepły i nie mający nic wspólnego z popularnymi drogeryjnymi pachnidłami. Dla wielbicieli ciemnej paczuli w łagodnej, zimowej odsłonie. Zapach bardzo trwały, zostaje na skórze przez długie godziny.

Nuty: paczula, kakao, labdanum, wanilia, różowy pieprz, drzewo sandałowe, cedr.

Kadzidło śródziemnomorskie – Jo Malone Incense & Cedrat

Incense & Cedrat to jedno z najbardziej kobiecych i delikatnych kadzideł na jakie trafiłam w swoich perfumowych poszukiwaniach. Jest jasne, z lekko leśną otoczką, jakby dym częściowo powstał z palenia świerkowych igieł. Kadzidlane zapachy często nadają się głównie na porę zimowo jesienną, natomiast Incense & Cedrat jest tak lekki i zielony, że odpowiedni będzie również na chłodniejsze dni lata.

Dym w tych perfumach układa się łagodnie a momentami wręcz cytrusowo za co odpowiedzialne są nuty cytryny w składzie. To kadzidło śródziemnomorskie, takie jakim mogłyby być owiane np. wielkanocne procesje w Andaluzji.

Incense & Cedrat jest zręcznie uszyte, nowoczesne, przystępne, ale również nosi w sobie nostalgiczną nutkę przypominającą melancholijne cyprysy z obrazów Van Gogha.  Będą to dobre perfumy dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kadzidlanymi zapachami i nieco obawiają się monumentalnych jak gotyckie katedry tworów w stylu Avignon Comme des Garcons czy Casbah Roberta Piguet.

Nuty: olibanum, cytryna, pieprz, labdanum, elemi, benzoes.

Jesienna nalewka z suszonych śliwek – Mauboussin Mauboussin

 

Mauboussin to perfumy na wskroś jesienne i zupełnie inne niż to do czego przyzwyczaiła nas perfumowa estetyka ostatnich lat. To całkiem odmienna konstrukcja zapachu niż królujące obecnie nieskomplikowane, słodko-owocowe, komercyjne kompozycje typu Si czy La Vie Est Belle.

Przede wszystkim, Mauboussin ma w sobie mocną, alkoholową nutę październikowej, złocistej nalewki. W składzie perfum mamy śliwkę i mirabelkę, które pojawiają się w tej kompozycji zarówno w postaci suszonej, rodem z wigilijnego kompotu, jak i dojrzałych, słodkich, oblepionych sokiem owoców. Jeżeli podjąć miałabym się analizowania składu owej nalewki, wyczuwam w niej także coś przypominającego gin i igły jałowca. Jest i wytrawnie i słodkawo, koniakowo i esencjonalnie. Czasem miękki aksamit, a czasem alkoholowa nuta drapie w gardło.

Poza akordami śliwkowymi, najbardziej  wyczuwalna jest paczula, benzoes, wanilia i bursztyn, malujące perfumowy jesienny pejzaż –  złote parkowe aleje, stosy liści i przyćmione światło ulicznych latarni. Po kilku godzinach spędzonych na skórze, pojawia się także czekoladowe podbicie i zapach z likierowego wchodzi w równie ładne kakaowo-korzenne klimaty.

 

Nuty: śliwka, mirabelka, paczula, bursztyn, benzoes, wanilia, drzewo sandałowe, jaśmin, cedr, ylang-ylang, mandarynka, bergamotka, róża turecka, brzoskwinia.

Pogrzebowy wieniec i guma balonowa – Madonna Truth or Dare

Jako, że recenzja ta powstaje 1 listopada, czyli w Święto Zmarłych, warto z tej okazji zaprezentować „Truth or Dare” – jedną z dwóch kultowych już kompozycji sygnowanych przez piosenkarkę Madonnę, potocznie, od kształtu flakonu, zwanych trumienkami.  Zapach wydany został w 2012 roku, produkcję jakiś czas temu zakończono, w związku z czym spotkać go już można tylko na serwisach aukcyjnych typu allegro.

Zgodnie z tym co sugeruje butelka, już w otwarciu perfumy te wioną plastikowym cmentarnym wieńcem. Odpowiedzialny za to jest mariaż nut tuberozy i gardenii, z jednej strony kremowy i ładny, z drugiej tchnący tym drugim, złowrogim obliczem białych kwiatów jakie kulturowo posiadają lilie i kalle. Perfumy te, na pozór będące po prostu doprawionym ciężką wanilią, narkotycznym, upajającym bukietem, mają w sobie również prowokujący pierwiastek a la guma balonowa. Ta nuta wybija się wśród liliowej melancholii jak bezczelny uśmieszek nastolatka, który z pełną impertynencją wydmuchuje balony podczas ceremonii pogrzebowej starszej cioci.

„Truth or Dare”, mimo, że nawet nie próbują udawać, że złożone zostały z naturalnych składników mają jednak w sobie pewną klasę, styl, ekstrawagancję z przymrużeniem oka. Ponieważ skomponowano je z jaśminu, gardenii, wanilii, muszą mieć w sobie (i mają)  liryczne echa, otacza je interesujący romantyczno-ironiczny nimb. Jest w tych perfumach trochę poważnie i smutno i trochę błazeńskiego humoru. Dla wielbicieli nieoczywistości i tuberozy, jak znalazł.

Nuty: tuberoza, jaśmin, lilia, gardenia, benzoes, wanilia, piżmo, bursztyn, neroli.

Paryski szyk w różo czerwieni – Dior Rouge Trafalgar

Rouge Trafalgar to perfumy z ekskluzywnej linii butikowej Diora, w związku z czym nie dostaniemy ich w zwykłych drogeriach, a tylko w markowych butikach firmy.

Zapach ten to owocowy szypr gdzie na pierwszy plan wybija się wytrawna malina, porzeczka i grejpfrut. Owocowe perfumy kojarzą się zazwyczaj raczej zapachami urlopowo -wakacyjnymi niż formalną elegancją ale Rouge Trafalgar jakimś cudem cały jest paryskim szykiem i zdystansowaną, choć nadal kobiecą wytwornością.

Róża wprawdzie nie została tu wymieniona w składzie, ale wśród owocowo-szyprowych woali wyraźna jest również lekka kwiatowa warstwa ; delikatna woń jasnej różyczki. Owoce nie są ani syropowe, ani świeże, ani syntetyczne, ani naturalne. Ujęte zostały w charakterystyczny sposób;  bardzo czyste, krystaliczne, jakby zostały na pół zmrożone i podane w chłodnej wodzie Vichy.

Jest w tych perfumach musująca, szampańska, triumfująca nuta, szyprowy chłód i mimo owocowej kaskady w składzie nut zapachowych, niewiele słodyczy. Właściwie to zaskakują swoją wytrawnością.

Bezpieczna, niekonfliktowa, elegancka woń na wszelkie formalne jak i pół oficjalne okazje. O klasę wyżej od ostatnich popisów Diora np. landrynkowych Miss Dior Rose N’Roses .

Nuty: malina, truskawka, porzeczka, grejpfrut, paczula, piżmo, wiśnia, mandarynka.

Kokosowy krem na mydlanym piżmie – Versace Crystal Noir

 

Crystal Noir to perfumy bardzo popularne i mające wiele zwolenniczek, chociaż niektórzy zarzucają tej kompozycji komercyjność i brak finezji. Nuty otwierające „Czarny Kryształ”, są początkowo lekko cierpkie, rześkie, zielone, by potem przeobrazić się w głębsze, kremowo-kokosowe akordy. W wersji wody toaletowej, EDT, świeże nuty utrzymują się dłużej, zapach jest ostrzejszy i bardziej mydlany, podczas gdy w EDP dominuje kremowy kokos w stylu tego, który znajdujemy w tłustych kremach i balsamach do ciała,
„Crystal Noir” jest mało dynamiczny, z senną nutą i bywa nieco mdły. Niespecjalnie wyczuwa się obecne w składzie  pieprz i imbir, które mogłyby przełamać nieco tę oleistą maślaność. Zostały one całkowicie ugłaskane przez gładki, trochę mydlany duet kokosa i gardenii.
Z drugiej strony, to właśnie ta leniwa, kremowa, acz nieco plastikowa melancholijność „Crystal Noir” stanowi o jego charakterze i wraz ze świetnymi parametrami użytkowymi jest zapewne tym co pozwoliło mu zyskać w świecie perfum dużą popularność.

Nuty: kokos, gardenia, pieprz, imbir, kardamon, drzewo sandałowe, ambra, piżmo, kwiat pomarańczy, piwonia.

 

Diptyque Eau Duelle czyli porozmawiajmy o sosnowej wanilii

Eau Duelle zaczyna się zapachem palonego cukru, ale już za kilka chwil dostrzeżemy, że waniliowa nuta w tych perfumach niewiele ma wspólnego z cukierniczo – kawiarnianym klimatem. Przeciwnie, wszelkie słodkie akordy przeszywają tu żywice elemi i olibanum wprowadzając klimat sosnowych igieł – to wanilia rodem z Borów Tucholskich czy Białowieskiej Puszczy. Eau Duelle przynosi ze sobą wczesnojesienny las prześwietlony słońcem, tłuste krople żywicy pełznące po korze iglastych drzew i słodkawe powietrze późnego września. To wanilia z ery babiego lata, pełna światła, rozgrzewająca jak czarna herbata, której nutę te perfumy mają w składzie. 

Eau Duelle to zapach suchy, świeże drewno zmieszane z karmelizowanym cukrem i korzennymi akordami kardamonu i szafranu. Słodycz drzewnej w wyrazie wanilii i dymu z palonych szyszek tworzą ciekawe połączenie, w sam raz na nadchodzącą jesień. Wszystko tu jest ciepłe, rozgrzewające – wanilia tli się w ogniu żywic, akcenty czerwonego pieprzu i jałowca krzeszą iskry. 

Nuty: wanilia bourbon, żywica elemi, jałowiec, kardamon, olibanum, różowy pieprz, czarna herbata, ambra, bergamotka, szafran, piżmo.