Karmelowo – lukrecjowy księżyc – Nina Ricci Luna

 

Luna jest jednym z najbardziej wyraziście karmelowych zapachów jakie spotkałam. Gęsty, słodki, krówkowy, a w dodatku przesycony ciężarem lukrecji. Bo lukrecja, z delikatną ziołową poświatą kocanki, jest tu drugim po karmelu bohaterem, który najbardziej zaznacza swoją obecność.  Kompozycja okazuje się dużo mniej oczywista i bezpieczna niż można było oczekiwać na podstawie dotychczasowych propozycji marki Nina Ricci.
Zanim przetestowałam te perfumy zastanawiało mnie dlaczego karmelowo-waniliowy twór został nazwany luną, czyli księżycem – a jednak lukrecjowa smuga dodaje specyficznego, chłodnego jak księżycowy pył posmaku. Co prawda jest to kreskówkowy księżyc z filmu animowanego, ale filmu sugestywnego, udanego i z pomysłem. Zapach dość bliskoskórny choć jego trwałość pozostaje całkiem dobra. Propozycja dla zadeklarowanych wielbicieli gourmandów i lukrecji, której chropowata słodycz wybrzmiewa trochę jak ta z Lolity Lempickiej.

 Nuty: karmel, wanilia, lukrecja, dzikie jagody, drzewo sandałowe, mandarynka, kocanka, gruszka, kwiat pomarańczy, jaśmin, piżmo, limonka.

Fiołki, dzwonki i stokrotki – Stella McCartney Pop Bluebell

 

Pop Bluebell to jedne z transparentnych, wiośnianych, kwiatowych zapachów odpowiednich zarówno do pracy, jak i na kwietniowy czy majowy spacer. Kompozycja składa się z ciekawych nut takich jak liść pomidora, dzwonek, fiołek, plumeria, ale efekt jest dość tradycyjny i łatwy do przewidzenia, chociaż  mimo to niewątpliwie przyjemny. Jeżeli nie szukamy rewolucyjnego zapachu wywracającego perfumowy świat do góry nogami, a tylko miłej dla nosa woni przywodzącej na myśl morze stokrotek i niezapominajek, Pop Bluebell to coś dla nas.

Słodycz jest tu kwiatowa i nieinwazyjna, z wyraźnym dodatkiem świeżości i proszkowej czystości. Są to perfumy nieco podobne w stylistyce do Truth Calvina Kleina, choć mniej zielone, za to bardziej kwieciste. Dosyć stateczne w charakterze, przejrzyste, nie ma tu frywolnych czy figlarnych nut dzięki czemu mogą służyć również jako codzienny zapach do biura.

Nuty: dzwonek, liść pomidora, fiołek, zielona mandarynka, liść fiołka, tuberoza, plumeria, drzewo sandałowe, piżmo, cedr.

 

Oud bez oudu, za to skąpany w ziołach – Franck Boclet Oud

Mimo nazwy perfum, sugerującej, że nutą dominującą w nich będzie agar, jest go tu niewiele, co zresztą potwierdzają obecne w sieci recenzje. Agar wyraźnie zaznacza się właściwie tylko na początku, w nietypowej zresztą, zielonej odsłonie. W wytworze marki Franck Boclet oud nie brzmi ani na sposób stajenno-arabski, ani przypominający wonie gabinetu dentystycznego, jest za to delikatny, ziołowy, jakby połączony z wilgotnymi korzeniami roślin i naturalnie brzmiący.
Dużo w tych perfumach również chłodnego imbiru, paczuli i zimnej drzewnej iglastości. Jest też odświeżający akord przypominający miętę, ale tę ogrodową, a nie rodem z gumy do żucia, sporo również pojawia się nut imitujących wetywerię, choć nie ma jej w składzie. Oud marki Franck Boclet przypomina nieco Encre Noir Lalique  – oba są wyciszone, ziemisto-seledynowe, przejrzyste i chłodne.
„Oud” Francka Boclet to perfumy bardzo komfortowe w noszeniu, nieofensywne, gładko zmieszane, jak na niszę to całkiem przystępne, a jednocześnie  nietuzinkowe.  Myślę, że wielbiciele niesłodkich zieloności i zapachów typu „Encre Noir” mogą je kupować w ciemno. Trwałość dobra, około sześciogodzinna, projekcja umiarkowana, unisex.

Nuty: agar (oud), cedr, paczula, imbir, goździk, kmin.