Fakt, że producent klasyfikuje te perfumy jako męskie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałą zagadką. Jest to zdecydowanie uniseks i to z przechyłem bardziej w damską niż męską stronę.
Główny bohater kompozycji to róża, bardzo ciekawa i zmierzająca delikatnie w niszową stronę. Charakterystyczną cechą tego zapachu jest piżmowy nalot, który tworzy wrażenie satynowej, zamszowej faktury kruchych kwiatowych płatków. Struktura tych perfum jest jednocześnie aksamitna, mięsista, jak i lekko chropowata i stanowi ich znak rozpoznawczy.
Wbrew lekko prowokacyjnemu, nietypowemu flakonowi w kształcie misia, jest tutaj dużo eleganckich, wręcz wytwornych tonów. Toy Boy pachną jak niszowe różane kompozycje z pod znaku Frederica Malle czy zapachy z ekskluzywnych linii butikowych – są nieoczywiste, ewidentnie wysokogatunkowe i drogo brzmiące.
Jeśli miałabym te perfumy zilustrować obrazem byłyby to zwoje purpurowego aksamitu rozpostarte w ciemnych wnętrzach starej biblioteki. Jest krwiście, słodko, aromatycznie, ale całość została jakby oprószona delikatnie ziemistymi partykułami kurzu, bo pewnym czasie satynowa, podbita delikatną goryczką wetywerii róża nabiera więcej ziemistych i żywicznych tonów. Perfumy są zdecydowanie odpowiednie dla kobiet i nie trzeba mieć tu żadnych obaw. Mimo, że producent określa je jako męskie, większość panów, poza tymi najbardziej otwartymi na awangardowe modowe trendy, uzna je pewnie za zbyt damskie.
Nuty : róża, gruszka, bergamotka, żywica elemi, indonezyjska gałka muszkatołowa, len, magnolia, różowy, pieprz, wetyweria, goździk, drzewo sandałowe, drewno kaszmirowe, bursztyn, molekuła sylkolide.