Jeżyna w dymnym fiolecie – DKNY Delicious Night

 

„Delicious Night” to kompozycja, w której już sam skład intryguje. Nieczęsto spotykane w perfumach połączenie nut jeżyn i imbiru z kadzidłem, pomelo oraz mirrą zwiastuje nietuzinkową całość, ale czy jest tak naprawdę?
Otwarcie zapachu stanowi soczysta, słodko-kwaśna jeżyna, którą jednak obecne w składzie kadzidło szybko zasnuwa dymnym cieniem. Wyraźnie dochodzi do głosu również paczulowe podbicie i iskrzący, ostry imbir. Osoby, które liczą na soczyste owoce wibrujące sokiem będą zawiedzione – dużo więcej napotkamy tu ambrowego ciepła, aromatycznego dymu i fioletowych, smutnych kwiatów.
Nigdy nie należałam do wielbicielek jabłuszek Donny Karan, ale muszę przyznać, że „Delicious Night” to twór najbardziej z nich tajemniczy, nieoczywisty i dojrzały, który mimo pewnej  inności, nie wkracza ani na chwilę w ekscentryczne sfery. Jest przyjemny, ale w klimatyczny raczej niż konwencjonalny sposób – to zapach daleki, zamglony jak światła miasta nocą.
Niestety, po ciekawej grze nut głowy i serca z czasem nadchodzi baza –  matowa, nieco plastikowa, która jest najsłabszym elementem tej kompozycji.
Nuty: jeżyna, kadzidło, imbir, paczula, mirra, bursztyn, orchidea, pomelo, wetyweria, jaśmin, irys, frezja.

Animalny puder i kołnierz z martwego lisa – Histoires de Parfums Tubereuse 3 Animale

 

 

Tubereuse 3 Animale pachnie przeszłością. Jakieś futra tkwiące w szafie od czasów przedwojennych, antyczny puder popękany w torebce. Mieszkanie w kamienicy z lat trzydziestych, wiecznie zasłonięte welurowe zasłony i ciężkie rzeźbione meble. Pani profesorowa spiesząca na spektakl w teatrze, owinięta kołnierzem z głową lisa o szklanych oczach.

Zapach należy do kompozycji niszowych, ale niszowość w tym wydaniu przejawia się głównie w bardzo wyraźnym sięganiu do minionych dekad i to w tym najtrudniejszym do zaakceptowania dla współczesnego nosa wydaniu. Ta właśnie oldschoolowość tworzy tu ten awangardowy, nietypowy sznyt.

Perfumy te są czymś zupełnie innym niż sugerują składowe akordy. W ogóle, to nuty pudrowe, a nie tytułowa tuberoza grają tu pierwsze skrzypce. Nie są to jednak transparentne partykuły unoszące się w powietrzu, a ciężkie, pomadowe mazidło ozdobione kakofonią zwierzęcych nut. To zaskakujące, że w składzie nie wymieniono animalnych akordów cywetu i kastoreum, są one tu bowiem bardzo intensywne. Tytoń wyczuwalny jest tylko trochę, jest za to słodka śliwka vintage podobna do tej jaka występuje w Poison Diora i suche nuty kocanki.

Ogólnie mówiąc, mimo, że Tubereuse 3 Animale stworzone zostało w 2010 roku, to mocno nawiązuje do klasyków z lat siedemdziesiątych i  wcześniejszych – klasycznego Shalimar, Estee Lauder Youth Dew czy Palomy Picasso.

Nuty: tuberoza, tytoń, kocanka, śliwka, nuty drzewne, kumkwat, neroli, trawa.

Kredowa czystość brzozy i wykrochmalony kołnierzyk – Elizabeth Arden „Fifth Avenue After Five”

 

After Five, młodsza siostra klasycznej Piątej Alei ze stajni Elizabeth Arden, jest bardziej przejrzysta, mniej nasycona i słoneczna od klasycznej wersji. Jeśli Fifth Avenue porównamy do zapachu wczesnego lipca, to After Five będzie końcówką marca lub początkiem kwietnia. Perfumy wybrzmiewają ascetycznie, to już nie barokowe bogactwo lata, ale transparentny, bezlistny horyzont wczesnej wiosny na tle wyblakło-srebrnego nieba. Zapach jest czysty, formalny, elegancki i nawet nieco surowy. Jedną z najbardziej wyraźnych nut jest brzoza – kredowo drzewna, proste linie pnia, zaskakująco sterylna. Tak mogłaby pachnieć brzoza z probówki narodzona w laboratorium. Spory zastęp użytych w tej kompozycji białych kwiatów – jaśmin, konwalia i lotos przedstawiony został zaskakująco wytrawnie, ledwo tylko muśnięty ozonową słodyczą i przepleciony orzeźwiającym chłodem kolendry w parze z bergamotką. After Five okazały się nieoczekiwanie minimalistyczne – na tle typowych, słodkich drogeryjnych perfum wyróżniają się swym swym czystym, zdystansowanym charakterem jakby mydło w kolorze kości słoniowej położone zostało na półce między stosami landrynek i gumy do żucia.

Nuty: brzoza, wiciokrzew, drzewo sandałowe, śliwka, piżmo, kolendra, konwalia, lotos indyjski, bergamotka, jaśmin, szafran, fasolka tonka.

Inwazja śnieżnego jaśminu – Montale „Jasmin Full”

Otwarcie może przerażać, ponieważ przez pierwsze 20 minut perfumy przypominają muchozol czy inny toksyczny spray na owady, potem jednak, gdy chemiczne opary opadną, poczwarka przeobraża się w motyla. Jasmin Full jest jaśminowym monolitem – kompozycja zbudowana została tylko z trzech nut – jaśminu, wiciokrzewu i kwiatu pomarańczy. Mimo iż składzie nie ma wymienionej lilii, czasem wydaje się jakby to właśnie liliowe echa przeświecały przez wszechobecne  jaśminowe gałązki. Perfumy te malują jaśmin nowoczesny, podszyty metalicznymi nutami, a jednocześnie wspaniale tradycyjny w swojej odurzającej bukietowości i imitującym naturę ujęciu. Wszystko tu jest narkotyczne, upojne, białokwiatowe, zanurzone w ciszy. Nie pojawiają się  często spotykane w jaśminowych perfumach (jak choćby w  Paradiso Assoluto marki Roberto Cavalli) gładkie, maślano-waniliowe akcenty –  dominuje śnieżny chłód i sterylna czystość jaśminowego absolutu. Zapach jest bardzo realistyczny i pomimo chemicznego początku pozostawia wrażenie, że obcujemy z żywymi kwiatami, a nie ich kosmetycznym odpowiednikiem. Za podsumowanie recenzji niech posłuży komentarz mojego 10 letniego ucznia : „pachnie Pani jaki bukiet kwiatów” 🙂

Nuty: jaśmin, wiciokrzew, kwiat pomarańczy.