Serge Lutens „Ambre Sultan”
Ambre Sultan określiłabym jako perfumy miodowo-korzenne. Są gęste, ciepłe, przydymione i żywiczne.
Nuta bursztynu jest tu mocno osłodzona mirrą, a jednocześnie chropowata szorstkim drewnianym akordem. Wanilia nadaje momentami podobieństwo do woni imbirowych czy cynamonowych ciasteczek, ale wrażenie to pojawia się by po chwili znów zniknąć zasnute balsamicznym dymem.
Ci, którzy znają dobrze perfumy tej marki, z łatwością dostrzegą w Ambre Sultan typową Lutensowską duszę. Odnajdziemy tu złociste ciepło, trochę suchych drzewnych nut i rozgrzewające przyprawy ze sklepu kolonialnego, które znamy już choćby z Feminite du Bois, Chergui czy La Couche du Diable.
Mimo, że zapach jest wyraźnie korzenny, składniki rodem z kuchni : liść laurowy, oregano czy kolendra, nie są tu na szczęście indywidualnymi zapachowymi bytami, lecz wrzucone zostały do wrzącego kotła pełnego żywic, balsamów i miodowego bursztynu.
Jak na niszę jest to dzieło przystępne, niezbyt trudne do noszenia, pod względem kontrowersyjności w kategorii przyprawowej bije go na głowę chociażby, mainstreamowy przecież, Jungle L`Elephant Kenzo.
Mimo nazwy, Ambre Sultan wcale nie kojarzy mi się orientalnie. To raczej europejska jesień – rozgrzane wrześniowym słońcem, ociekające słodkawą żywicą drewno i powrót przez osnutą babim latem łąkę do domu, gdzie na stole czekają korzenne pierniczki.
Nuty: żywice, bursztyn, liść laurowy, mirra, drzewo sandałowe, benzoes, kolendra, wanilia, oregano, paczula, dzięgiel, mirt.