Niszowa skóra z lakierem – Mancera „Wild Leather”

 

Mancera „Wild Leather”

„Wild Leather” to zdecydowanie nie zapach dla każdego, a nawet powiem, że dla mało kogo. Chyba tylko miłośnicy głębokiej niszy się go nie ulękną.

Już otwarcie jest bardzo intensywne, z flakonu wydobywa się kaskada mchu dębowego połączonego ze skórą, surową i gorzką, oraz zapachem rozpuszczalnika.

I ten oto właśnie zapach przemysłowego lakieru dominuje całą kompozycję – pozostałe składniki  ugrzęzły tylko niemrawo w jego rozlewisku, wydając od czasu do czasu delikatne gwajakowe czy paczulowe westchnienia. Wraz z rozwojem perfum na skórze pojawia się dodatkowo trochę nut ziemistych i tych przypominających benzynę. I to by było w zasadzie na tyle. „Wild Leather” są perfumami linearnymi, nie ewoluującymi i opisywany stan utrzymuje się do końca ich (długiego, około 7 godzinnego) trwania.

Kto może być adresatem tych perfum? Producent określa go jako uniseks, ale widzę go tylko na lubiących wszelkie dziwności, ekscentryczności i śmiałe eksperymenty paniach. Dla mężczyzn powinien być łaskawszy, choć nadal pozostaje pachnidłem mocno niekonwencjonalnym.

Nuty: skóra, mech dębowy, drzewo gwajakowe, paczula, białe piżmo, róża bułgarska, bursztyn, fiołek, sycylijska bergamotka.

Elegancja perłowego naszyjnika – Chanel Coco EDT

 

Chanel Coco EDT

Coco w wersji wody toaletowej są od klasycznej wersji EDP bardziej słodkie i niosą ze sobą więcej konotacji vintage. Nie ustępują jej jednak ani na krok mocarną projekcją i wielogodzinną trwałością.

Mimo, że w składzie nie wymieniono aldehydów, wyczuwalne są w tych perfumach ich charakterystyczne lekko mydlane akordy. Wybrzmiewają one bardzo delikatnie, są ukryte za innymi nutami i świetliste, nadając matowo-pudrowej Coco więcej przestrzeni.

Róża obecna jest tu w odsłonie kosmetyczno-vintage, nie przywodzi na myśl żywego kwiatu, lecz różaną pomadę z początków minionego stulecia stojącą na eleganckiej toaletce. Kwiat ten został również wyraziście doprawiony goździkami. To właśnie intensywna goździkowa korzenność jak i słodkie nuty bardzo dojrzałej brzoskwini oraz mimoza, są cechą odróżniającą Coco w wersji EDT od tej w postaci wody perfumowanej.

Coco, w obu swoich odsłonach, to kompozycja kunsztownie skrojona, będąca uosobieniem pojęcia wytworności i ponadczasowej elegancji. Stanowi ona jedność z balowymi rękawiczkami do łokcia i sznurem pereł – mogłaby nosić je Grace Kelly czy gwiazdy międzywojennego kina. Idealny wybór dla wielbicieli retro klasyki z duszą.

Nuty: goździki, róża bułgarska, drzewo sandałowe, opoponaks, bursztyn, brzoskwinia, kolendra, cywet, mimoza, wanilia, fasolka tonka, mandarynka, labdanum, jaśmin, kwiat pomarańczy, koniczyna.

 

Cytrynowy imbir z zieloną herbatą – Penhaligon`s „Malabah”

 

 

Penhaligon`s „Malabah” 

 

Otwarcie „Malabah” jest aromatyczno-korzenne. Wyraźnie wyczuwalny jest świeży imbir i soczysta cierpkość cytryny, która początkowo jest nieco detergentowa i syntetyczna, ale wrażenie to szybko zanika. Pięknie przedstawiono w tej kompozycji imbir, który iskrzy się, wibruje, a jego pikantne nuty w ciekawy sposób splatają się z cytrusowymi akordami.

Po kilkunastu minutach zapach przycicha – cytryna ze sztucznego laboratoryjnego tworu zamienia się w naturalny cytrynowy sok lekko dosłodzony cukrem i pojawia się wyraźna nuta zielonej herbaty. Nadal jest świeżo i korzennie (gałka muszkatołowa, kolendra i kardamon w składzie), ale również bardziej słodko i wręcz aksamitnie.

Perfumy te kojarzą mi się raczej z wiosenno-letnią porą, chociaż w ciepły jesienny dzień sprawdzą się równie dobrze. Imbir nadaje chłodnego przewiewu, zielona herbata jest przejrzysta i orzeźwiająca a cytryna zaskakująco łagodna, wygładzona bursztynowym muśnięciem.

„Malabah” z pewnością wzbudzi zainteresowanie tych, którzy szukają niebanalnych, świeżych perfum z delikatnie i naturalnie zarysowaną cytrusową nutą oraz pikantną szczyptą przypraw. Projekcja zapachu jest raczej dyskretna, trwałość około 4-5 godzin.

Nuty: cytryna, imbir, herbata, gałka muszkatołowa, róża, bursztyn, kolendra, drzewo sandałowe, piżmo, korzeń irysa.

Lato, plaża i olejek do opalania – Giorgio Beverly Hills „Wings”


Giorgio Beverly Hills „Wings”


Zacznijmy może od kilku informacji o firmie, która nie była dotychczas w naszym kraju specjalnie rozpoznawalna. Giorgio Beverly Hills to pierwszy luksusowy butik otwarty w 1961 roku na Rodeo Drive w Beverly Hills w Kalifornii. Jego twórcami byli Fred Hayman i George Grant. Klientelę tej marki stanowiły między innymi tak sławne osoby jak aktorka Natalie Wood, prezydent USA i jego żona – Ronald i Nancy Reagan, księżna Grace czy Elizabeth Taylor.

Perfumy „Wings” powstały w 1992 roku. Zapach ten określiłabym jako uosobienie lata i wszystkiego co się z nim kojarzy. Dominujące nuty zapachowe : gardenia, lilia, bez, osmantus, jaśmin i cyklamen tworzą słodko-rześką całość, która przypomina kwiatowy olejek do opalania. Nazwa „Wings”,  i flakon z lazurowym korkiem wypełniony przejrzysto-żółtą cieczą w kolorze oliwki świetnie oddaje charakter tych perfum – są beztroskie, słonecznie ciepłe i uskrzydlone. Przywodzą na myśl plażowy piasek, błękit nieba i morza.  „Wings” to zapach niekontrowersyjny, zdecydowanie dzienny, doskonały podczas letniego urlopu, który z pewnością ubarwi swoim słonecznym wdziękiem. Dość dobra trwałość, ale w moim przypadku trzyma się blisko skóry.

Nuty: gardenia, lilia, bez, osmantus, aksamitka, jaśmin, cyklamen, heliotrop, passiflora, róża, drzewo sandałowe, bursztyn, cedr, piżmo, orchidea.

 


Żółtokwiatowa symfonia, narcyzy i żonkile ucieleśnione – Penhaligon`s „Ostara”

 

Penhaligon`s „Ostara”

„Ostara” to najbardziej żonkilowo-narcyzowe pachnidło na jakie trafiłam w moich perfumowych poszukiwaniach. Odzwierciedlenie narcyzowego kwiatu jest wierne i naturalne, z całą jego słodyczą, zielenią łodyżek i wiosennym nimbem.

Mimo zielono-wilgotnych nut, zapach nie jest bynajmniej zwiewny i lekki, a wręcz przeciwnie, odurzający obfitością słodkiego żonkilowego pyłku. Jest miodowo i słonecznie, wiosennie i słodko, a jednocześnie, mimo gęstej woni żółtych kwiatów, przestrzennie. Do narcyzowo-żonkilowej symfonii po jakimś czasie dołącza hiacynt i zapach przestaje być tak monolityczny, podąża bardziej w stronę upojnego wielokwiatowego bukietu.

„Ostara” przypomina swoim charakterem wiosenne dni – liście wprawdzie jeszcze zmrożone chłodami poranka, ale na horyzoncie majaczy już obietnica lata i kwiatów wypełniających parne noce swą narkotyczną wonią. W podobny sposób w omawianej kompozycji łączy się zielona rosa, charakterystyczny aromat żonkilowych łodyg z wibrującym słodyczą złocistym kwiatowym pyłem.

Nuty: narcyz, hiacynt, zielone liście, wosk pszczeli, ylang-ylang, wisteria, wanilia, głóg, benzoes, liść fiołka, jałowiec, bursztyn, aldehydy, piżmo, styraks, cyklamen, kwiat czarnej porzeczki, klementynka, białe drewna, mięta, bergamotka, różowy pieprz.