Sny o atramencie i piołunie – Amouage „Memoir”

 

Amouage „Memoir”

„Memoir” to chyba poza „Opus X” najciekawszy, (co nie znaczy, że najbardziej noszalny) z dotychczas przeze mnie poznanych perfum tej marki. To zapach zagadka – kreuje surrealistyczne światy gdzie zgrzyt kół zębatych zalewają atramentowe fale i piołunowa mgła, stawia pytania na które nie ma odpowiedzi, tworzy złożone pozornie z przypadkowych elementów sugestywne wizje.

„Memoir” pachnie dla mnie mieszaniną atramentu, winylu i lakierowanej skóry. Nad tym wszystkim unosi się jak duch ciemne kadzidło, dymne, nawet nieco gryzące w nozdrza. Dużo tu konotacji „technicznych” – zapachy lakieru, tektury, przemysłowych skór stworzone przez użyte w składzie kompozycje nut zwierzęcych, przypraw i ziół.

Zaskoczyło mnie, że ta atramentowa czerń wraz z upływem czasu wysładza się, spodziewałam się raczej, że będzie zmierzać w stronę suchą i gorzką. Również chłodnawy początkowo mrok łagodnieje i ociepla się – to goździki, kardamon i pieprz wzniecają rozgrzewające iskry.

Jeżeli „Memoir” ma być zgodnie z nazwą pamiętnikiem, to będzie to pamiętnik ekscentryka, który śni i pisze o kałamarzach, atramencie, kałamarnicach i wszystkim co przywodzi na myśl czarne i gęste ciecze.

Nuty: kadzidło, goździki, piołun, kardamon, skóra, nuty drzewne, francuskie labdanum, białe kwiaty, róża, kastoreum, pieprz, różowy pieprz, styraks, jaśmin, mech dębowy, piżmo, mandarynka.

 

Gładka opowieść o kremowym piżmie – Molinard „Habanita L`Esprit”

 

 

 

Molinard „Habanita L`Esprit”

„Habanita L`Esprit”, mniej znana siostra Habanity w czarnym flakonie, to perfumy składające się głównie z gładkiego, kosmetycznego piżma. Przypominają trochę przyjemnie pachnące kosmetyki do pielęgnacji – kremy, szampony czy olejki pod prysznic.

Zapach jest dość słodki, kosmetyczny, ale nie sztuczny. Gęsty, mięsisty, ale na żadnym etapie nie obciążający. Benzoesowa słodycz, delikatny dodatek labdanum i kremowe piżmo tworzą  kwiatowo-balsamiczny aromat, który na początku jest dość intensywny, ale wkrótce miękko osiada na skórze.

„Habanita L`Esprit” wyraźnie wchodzi w rejony zapachów typu krem nivea, gładkich, kosmetycznych i kojących. Może być sympatycznym zapachem codziennym, nie polecam jej jednak miłośnikom naturalnych kwiatów i owoców w perfumach. Tu całość jest przyjemna, ale zdecydowanie czuć, że tworzona w laboratorium.

Nuty: piżmo, francuskie labdanum, benzoes, heliotrop, gałka muszkatołowa, mimoza, paczula, cytryna, róża, jaśmin, wetyweria.

Zielona duszność dżungli – Mugler „Aura”

 

Mugler „Aura”

„Zamykasz drzwi za sobą i próbujesz przeniknąć ciemność tej przykrytej dachem uliczki – to jest patio, wyczuwasz węchem (..) wilgoć roślin, zgniłe korzenie, gęsty, usypiający zapach. (…) Dostrzegasz wysokie, rozgałęzione kształty rzucające cień na ściany i w świetle zapałki, która wkrótce przygasa, parzy ci palce i zmusza do zapalenia następnej, żebyś mógł dokończyć przeglądu kwiatów owoców i łodyg o nazwach zapamiętanych ze starych kronik (…)”

Powyższy cytat z wydanego w 1962 roku opowiadania pod tytułem „Aura” meksykańskiego pisarza Carlosa Fuentesa wydaje się niemal proroczy. Taki właśnie charakter mają perfumy marki Mugler.

Jest to zapach o gęstej, transowej konsystencji obciążonej dodatkowo wilgotnym, grząskim pudrem. Kompozycja ta to opowieść o słodkiej, dżunglowej duszności, w której gdzieś pomiędzy liściami tropikalnych roślin ukryte jest żądło gorzkiego akordu. Nuty zielone budują obraz bujnej roślinności, ale zanurzona jest ona w lepkiej, zwrotnikowej nocy i oparach ciężkiej wanilii.

Trudno mi sobie wyobrazić Aurę jako zapach dzienny, jest to zdecydowanie woń wieczorowa, nieoczywista i nieco ekscentryczna, mimo, że cały czas mieszcząca się w granicach mainstreamu. Nie dla zwolenników świeżych, lekkich aromatów – zapewne będą postrzegać ją jako zapach osaczający i przytłaczający.

„Aura” to perfumowy monolit – nie ewoluuje, nie rozwija się, lecz cały czas zawisa w powietrzu matową, gęstą, pudrową zasłoną. Mimo obecności w składzie rabarbaru, nie wyczuwam w tej kompozycji wielu kwaskowych czy cierpkich odcieni. Przypomina ona raczej dżunglę po zmroku – intrygującą, duszną i niebezpieczną.

Nuty: liść rabarbaru, wanilia bourbon, kwiat pomarańczy, nuty zielone, nuty drzewne, drzewo bursztynowe, ylang-ylang, drzewo sandałowe, bergamotka, kumaryna, gruszka.

Księżycowa paczula we wspomnieniu o róży – L`Artisan „Voleur de Roses”

 

(modelka : Kasia Goc)

L`Artisan „Voleur de Roses”

„Voleur de Roses” to jedna z kompozycji oparta, podobnie jak na przykład Perles de Lalique,  na kamforowej w wydźwięku paczuli. Perfumy marki L`Artisan sięgają jednak dużo głębiej w stylistykę niszową i dla nosa przyzwyczajonego do mainstreamowych tworów mogą wydawać się mocno  niekonwencjonalne.

Obraz jaki przywołuje ten zapach, to księżycowo chłodna paczula uwięziona w lekko zatęchłym, piwnicznym wnętrzu. Pojawia się tu sporo ziemistych akordów, ledwo otrząśnięte z piasku korzenie traw i zmrożona przymrozkiem dal wiejskiej drogi.

Za paczulową zasłoną kryje się jesienna śliwka, w której mimo całej jej słodkiej likierowości wyraźnie zaznacza się również specyficzna woń suszonego owocu.

Najdalej z całego, trzynutowego składu zepchniętym na margines uczestnikiem tej kompozycji jest róża. Wyraża ten zamysł już sama nazwa perfum, którą przetłumaczyć można z francuskiego jako „złodziej róż”. Po kwiecie tym została bowiem tylko blada smuga zapachu, raczej wspomnienie róży, jej delikatne echo zatopione w paczulowym ferworze niż rzeczywista woń.

„Voleur de Roses” jest już zapachem trudnym do kupienia, ale kiedy uda znaleźć się go gdzieś na internetowej aukcji, warto rozważyć poznanie tej jesiennej i nieco melancholijnej, choć jednocześnie wyrazistej w charakterze kompozycji.

Nuty: paczula, róża, śliwka.