Atelier Cologne „Cafe Tuberosa”
Kawa niewątpliwie tu jest. I to raczej ta w ziarnach, palona niż rozpuszczona w filiżance i zduszona mlekiem. Jest również trudna do zidentyfikowania mentolowo-ziemista nuta, przypominająca miętę, zapewne zasługa tuberozy, która lekko popycha te perfumy w kierunku niszy. Obecnego w składzie ziarna kakaowca na początku nie czułam prawie wcale, dopiero w późniejszej fazie ujawnił się w matowym wydaniu rodem z deserowej, lecz nie gorzkiej czekolady, za to jest dość wyraźny kardamon i pobrzmiewający w tle olejek różany.
Na etapie początkowym jest słodkawo i trochę dziwnie – nietypowo i ciepło, mimo charakterystycznego jakby mentolowego powiewu. Zapach nie rozwija się jakoś szczególnie dużo, główna zmiana to proporcjonalne do upływu czasu narastanie słodyczy, która jednak nigdy nie staje się przesadzona. Wtedy kawę zaczyna przyćmiewać słodkawe, pyliste kakao i łagodnieje dziwaczna nieco w tej kompozycji miętowo-tuberozowa nuta.
Dla mnie tej mentolowej zieloności jest „Cafe Tuberosa” mimo wszystko zbyt dużo, choć niewątpliwie ta nuta dodaje perfumom oryginalności. Niewątpliwą zaletą jest natomiast przedstawienie kawy nie w typowy dla przemysłu perfumeryjnego przesłodzony mleczny syntetyczny sposób, rodem z saszetek typu 3w1, lecz w dość naturalnej odsłonie espresso. Niestety, kawa ta zbyt szybko, bo już po jakichś dwóch godzinach ustępuje pola kakaowym słodko-gourmandowym nutom. Projekcja raczej trzymająca się blisko skóry, trwałość bardzo dobra.
Nuty: kawa, ziarno kakaowca, indyjska tuberoza, olej różany, madagaskarska wanilia, gwatemalski kardamon, kalabryjska bergamotka, sycylijska mandarynka.