Woda różana w kryształkach – Gres „Cabaret”

Gres „Cabaret”

Początek jest naprawdę zachwycający – lekko słodkie kryształki cukru nasączone delikatnym olejkiem różanym. Różaność jednocześnie konfiturowa, gładko-kremowa i bardzo esencjonalna. Nie świeża, nie rześka, ale i nie mdła czy oszałamiająco słodka.

Na tym etapie pojawia się przestrzenna, chłodna nuta, nieco apteczna która trochę przypomina Perles de Lalique, ale jest zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze i bardziej różana.

Jest w tych perfumach jakaś krucha faktura, choć może dziwnie brzmi to w odniesieniu do zapachu, coś co przywodzi na myśl kruszenie kryształów powstałych z ze skrzepnięcia lekko osłodzonej wody różanej.

Gdyby ten początek trwał cały czas, byłoby pięknie. Niestety, wraz z upływem minut, kryształowa różaność przemieszcza się w rejony piżmowe. Co prawda jest to piżmo wybrzmiewające bardzo porządnie, nie mydlano lecz raczej szorstko i słodko jednocześnie, trochę w stylu For Her EdP Narciso Rodrigueza, ale tym którzy nie są wielbicielami piżmowych nut (ja się zdecydowanie do nich muszę zaliczyć) psuje odbiór tego zapachu.

Ponarzekać można też trochę na trwałość i projekcję – nie są wprawdzie najgorsze, ale mocno średnie. „Cabaret” utrzymuje się około 3-4 godzin, przycupnięty cichutko blisko skóry i słabo wyczuwalny przez otoczenie. Mimo tych niedociągnięć, „Cabaret” to jeden z najciekawszych i najpiękniejszych zapachów z jakimi dane mi było się zetknąć.

Nuty: róża, paczula, kadzidło, piżmo, drzewo sandałowe, irys, piwonia, oleander, bursztyn, fiołek, konwalia.

Sandałowa politura i kakao – Serge Lutens „Santal Majescule”



Serge Lutens „Santal Majescule”



Z pewnością nie są to perfumy, które przypadną do gustu każdemu. Mogą spodobać się miłośnikom zapachów drzewnych, aczkolwiek trzeba zauważyć, że „Santal Majescule” to zapach drewna oswojonego, skażonego dotykiem ludzkiego świata, a nie drzewa rosnącego samotnie i dziko w leśnym gąszczu. Drewno sandałowe jest w tym ujęciu buduarowe, użyte do stworzenia z niego toaletek i szkatułek na biżuterię, lakierowane i włączone w krąg kultury materialnej.

„Santal Majescule” to wyraźna woń polerowanego drewna, z jakby orzechowymi akordami stworzonymi zapewne przez dodanie kakaowej nuty zapachowej do składu tych perfum. Wyraźnie wyczuwalne są orientalne inspiracje, gdzieś w tle unosi się delikatny zapach hinduskich kadzidełek, jest ciepło i kremowo, a kolor płynu idealnie oddaje charakter zawartości.

Perfumy te noszą w sobie jakość, klasę, wyrafinowanie w niebanalnym i nieczęstym ujęciu.  Określiłabym je jako połączenie niszy z klasyką, dla mnie jednak byłyby dość trudne w noszeniu – drażnią mnie bardzo wyraźne nuty wybrzmiewające polerowanym, lakierowanym drewnem. „Santal Majescule” mają bardzo dobrą trwałość, chociaż zaliczają się raczej do perfum trzymających się blisko skóry, bez wypełniającej pokój zapachowej aury.

Nuty: drzewo sandałowe, kakao, róża damasceńska.


Rześkość drewna i korzeni na upalne lato – Oscar de La Renta „Oscar for men”

Oscar de La Renta „Oscar for men”

Męskie perfumy na kobietach często brzmią intrygująco, emanują niepokojącym sexapilem i elegancją Marleny Dietrich w męskim garniturze, zaciągającej się papierosem w długiej lufce.

Mimo, że klasyfikowane jako męskie „Oscar for men” ,  spokojnie mogą być używane również przez kobiety lubiące zapachy korzenne, wytrawne, rześkie, ale niekoniecznie bardzo lekkie. Początkowe mocno pieprzowe uderzenie może odstraszać, ale już za chwilę zapach ukołysze nas swoją aromatyczną iglastością dzięki obecnej w składzie żywicy jodłowej. Natura tych perfum jest chłodno -zielona z wyraźnymi drzewnymi akordami i spokojna leśną ciszą. Swieży, ale nie w stylu ogórkowo-wodnistym, to raczej gorzkawa rosa, która chłodnym porankiem osiadła na leśnej ściółce. Pojawiają się również w tych perfumach delikatne nuty cytrusowe – musująca bergamotka i mandarynka, przeplecione z goździkami. W tle jest również trochę skóry i kadzidła.

Mimo drzewnych reminiscencji, tematem przewodnim w Oscar for men są przyprawy : goździki, pieprz i gałka muszkatołowa są wyraźnie wyczuwalne, lecz nie rozgrzewające, jak możnaby się spodziewać, ale chłodne jakby przyprawy były rozsypane na kostkach lodu.

„Oscar for men” to  przyjemny zapach korzenny zmieszany z  chłodnym, wilgotnym drewnem, wyciszony i  orzeźwiający, idealny upalne lato.

Nuty: pieprz, żywica jodłowa, gałka muszkatołowa, mandarynka, bergamotka, kadzidło, goździki, drzewo sandałowe, lawenda, liść fiołka, lilia, piżmo, jaśmin, róża, skóra, wanilia.

 

Mydlana róża w zwodniczym flakonie – Escada „Especially Elixir”


Escada „Especially Elixir” 

Nie ukrywam, że flakon i kolor zawartego w nim płynu zachwycił mnie do tego stopnia, że pod wpływem impulsu kupiłam go w ciemno. I niestety, nie była to najlepsza decyzja. Purpurowa barwa perfum sugeruje zapach intensywny i wyraźnie zdefiniowany. Tymczasem „Especially elixir” to woń rozmyta, jakby rozwodniona, ze sporym dodatkiem nijakiego mydła. Spodziewałam się czegoś o większej mocy, intensywniejszym zapachu, a tu czuję mdłą różaną łagodność, którą lepiej oddawałaby pastelowa buteleczka niż ta ognista fuksja. Na podstawie barwy flakonu, tak wyobrażałabym sobie raczej wersję Especially – stonowaną i subtelną.

Wzasadzie przez cały czas noszenia, zapach nie zmienia się, jest linearny, nieokreślony, trochę różany, ale w mydlanym wydaniu i cierpkawy.

Gdzieś w tle kołaczą się echa gruszki i śliwki, ale również są rozwodnione i zanurzone w różanym mydle.

Ci którzy spodziewają się słodkiej różanej konfitury zawiodą się – owszem, jest trochę słodkawo. ale tylko powierzchownie.  W tej róży zawarta jest nuta kwaśnawej goryczki, co zdaje się ma odzwierciedlać cień nad różanym ogrodem, ze zdjęć reklamujących te perfumy.

Niby nie jest to zapach zły, może się podobać, ale  czegoś w nim brakuje. Może tej odrobiny szlaeństwa obiecanej przez intensywną purpurę flakonu.

Nuty: róża, śliwka, gruszka, paczula, białe piżmo, grejpfrut, piżmo ambrowe, drzewo kaszmirowe, ylang-ylang, bursztyn, madagaskarska wanilia.

Sosny smagane zimnym wiatrem – Karl Lagerfeld „Kapsule Woody”

Karl Lagerfeld „Kapsule Woody”

Nuta zapachowa śliwki najmocniej zaznacza swoją obecność w otwarciu. Wtedy to spływa wraz z balsamiczną, sosnową falą nektarową owocowością, a potem stopniowo zamiera, pozostawiając na mszysto-iglastych tonach tylko cienki nalot słodyczy.

W „Kapsule Woody” niewątpliwie dużo jest leśnych odniesień. Perfumy te nie malują jednak obrazu  skąpanej w plamach światła ściółki, ciepła żywic, czy rozgrzanego słońcem mchu. Jest to las na pograniczu zimy i jesieni, gdzie sosnowe igły pokryte są krystalicznością szronu, a mech spoczywa pod cienką warstewką pierwszego lodu.

Jest tu też trochę, mimo, że nie wymieniono go w składzie, zimnego kadzidła, rodem z marmurowych posadzek starego kościoła.

„Kapsule Woody” noszą w sobie dużą dozę spokojnej elegancji, wręcz wykwintności, która nie jest specjalnie częsta w zapachach leśnych. Jest w nich obecna kolońska, nieco męska nuta, która przechyla wskazówkę w bardziej męską stronę, ale lubiące ten typ zapachów kobiety z powodzeniem mogą go również nosić. Trwałość średnia, projekcja trzymająca się raczej blisko skóry, ale nie niewyczuwalna dla otoczenia. Wziąwszy również pod uwagę cenę za którą te perfumy można kupić (ok. 60 zł w perfumeriach internetowych), jest to naprawdę świetna i godna polecenia propozycja.

Nuty: cedr, śliwka, mech dębowy.