Wódka jako nuta zapachowa – Bvlgari „Notte Pour Femme”


Bvlgari „Notte Pour Femme”


Zacznę od tego, że projekcja tych perfum jest naprawdę bardzo słaba. Trzeba zbliżać nos bardzo blisko do skóry już 30 minut po aplikacji, żeby wyczuć jakikolwiek zapach.

Kusząca, bo nietypowa,  wydawała się nuta wódki, ale o ile jest bardzo dobrze wyczuwalna na blotterze, to na mojej skórze niestety zupełnie niknie.

Zaaplikowane na blotter „Notte Pour Femme” naprawdę urzekają, są żywe i iskrzące. Ich wytrawność, obecna za sprawą wódki, imbiru i galangalu (przyprawa kuchni indyjskiej o imbirowo- pieprzowym smaku), jest lekko przełamana nutami ciemnej czekolady i akacji, co dodaje tej kompozycji bardziej użytkowego charakteru. W zapach ten wplecione są również orzeźwiające wonie mandarynki i bergamotki, które czynią ją bardziej przestrzenną i optymistyczną w wyrazie.

Ożywczy zapach schłodzonej wódki z imbirem po pewnym czasie nieco traci impet i nabiera bardziej miękkich, kwiatowych tonów. W tej fazie pojawia się wodnisty, kremowy irys, który jest jedną ze środkowych nut „Notte Pour Femme”. Zapach traci swoją zadziorność staje się rozmyty, lekko mydlany i słodkawy.

Kompozycji tej nie sposób odmówić oryginalności i nietuzinkowości.  Charakter ma raczej dzienny i jest bardziej odpowiednia na lato, ze względu na swoją chłodzącą krystaliczność. Niestety, naprawdę fatalna projekcja sprawia, że jestem zmuszona wyrzucić ten zapach z kręgu swoich zainteresowań zakupowych.

Nuty: wódka, ciemna czekolada, irys, imbir, kadzidło, piżmo, drzewo sandałowe, galangal, bursztyn, anyż, akacja, labdanum, bergamotka, mandarynka.

Straszliwy potwór z bagien – Lancome „Tresor”


Lancome „Tresor”

Świat perfum pełen jest niespodzianek. Przy testowaniu „Tresor” spotkało mnie zaskoczenie jakich mało przy próbie odgadywania właściwości zapachu na podstawie nut. Spodziewane było słodko owocowe pachnidło, może lekko niedzisiejsze z powodu daty wydania – 1990 roku, a pojawił się bagnisty czarci szpon.

Bardzo nieprzyjemny początek – mieszanka gumowo-skórzana połączona z zapachem tektury i dalej wcale nie jest lepiej. Skąd do licha nadciągnął ten gumoskórzany twór, skoro w składzie są głównie słodkie owoce – morele, brzoskiwinie, ananasy i wonne kwiecia bzu, jaśminu, róży i konwalii?

Potem gdzieś tam w tle nieśmiało wyziera coś owocowego, ale jest to zaszczute i zagubione w przespastnych przestrzeniach gumoskóry. Można to przyrównać conajwyżej do kilku bergamotek i podgniłych brzoskwiń rzuconych w otchłań brudnego mułu i cuchnących bagnistych wyziewów.

Niestety,  paskudna nuta bardzo podobna do tej w „Premiere Figuier Extreme” L`Artisan, gdzie zamiast obiecanej figi rządzą podobne swądy spalenizny i topionego plastiku, dominuje w tych perfumach przez cały czas.

Przyznam, że fakt, iż ktoś jest w stanie lubić ten zapach, pozostaje poza moją percepcją, a jednak zyskał on sobie sporą popularność i znaczne grono zwolenników.

„Tresor” są najlepszym przykładem wielkiej subiektywności w odbiorze perfum i całkiem odmiennego ich przyjęcia przez skórę, co opisywałam w artykule http://perfumanka.pl/2017/10/29/od-czego-zaleza-preferencje-perfumowe-kto-naciera-cialo-cebula-i-nawozem-co-na-ten-temat-mowi-nauka/.

Podczas gdy większość recenzji opisuje je jako romantyczną, kobiecą i otulającą woń,  mi jawią się jako cuchnące bajoro wypełnione gumowymi odpadami.

Nuty: brzoskwinia, morela, róża, wanilia, drzewo sandałowe, kwiat moreli, bursztyn, bez, irys, heliotrop, piżmo, ananas, jaśmin, konwalia, bergamotka.

gorzka czekolada z migdałami – Givenchy „L`Ange Noir”


Givenchy „L`Ange Noir”


Rozpoczyna się poważnymi w wyrazie akordami kakaowymi, niesłodkimi bynajmniej, głęboko osadzonymi i niskimi, które zadzięcza zapewne dominującej zapachowo w składzie fasolce tonka. Później staje się migdałowo i orzechowo i ten moment podobny jest nieco do również tchnącego orzechową nutą „Jasmin Noir L`Elixir” Bvlgari.

Po  dość ciężkim początku  do głosu dochodzą  lżejsze irysowo-bergamotkowe tony, które jednak nigdy nie przedostają się na plan pierwszy, majaczą tylko gdzieś w tle.

W pogańskiej tradycji tonka ma posiadać magiczne właściwości, leczyć dusze i odganiać negatywne myśli. Niestety, magii tej zabrakło w recenzowanych perfumach Givenchy. Wprawdzie nie jest to zapach płytki czy kiczowaty, ale brak mu charyzmy i blasku, który obecny jest tylko w migoczącym flakonie. „L`Ange Noir” jest mniej ciekawą kompozycją niż kultowy „Ange ou Demon”, chociaż swoją  nazwą do niego nawiązuje. Jest to co prawda woń dystyngowana, spokojna i głęboka, widać w niej doświadczoną perfumiarską rękę, tylko, że mimo wszelkiej poprawności po prostu nie porywa. Jeżeli miałabym określić tę woń jedną frazą, to byłaby to „deserowa czekolada”, w całości jest  ona bowiem zdominowana przez niesłodkie tony kakaowo-czekoladowe.

„L`Ange Noir” to kompozycja ascetyczna i nowoczesna (pojawiła się w 2016 roku), która niewiele ewoluuje i właściwie przez cały okres użytkowania pobrzmiewa na jednym akordzie. Myślę, że najbardziej spodoba się kobietom dojrzałym, szukającym perfum eleganckich i bezpiecznych, ale nie tych z gatunku klasyki i retro, tylko w bardziej współczesnym stylu. Ze względu na głębokie i ciepłe nuty zapachowe odpowiednia będzie raczej na porę jesienno-zimową, zarówno na wieczór jak i na dzień.

Nuty: migdał, biały irys, sezam, fasolka tonka, ambra, piżmo ambrowe, różowy pieprz, bergamotka.



W kręgu różanej melancholii – Valentino „Valentina Rosa Assoluto”

Valentino „Valentina Rosa Assoluto”

Perfumy, jak sama nazwa wskazuje, bazują obecnych w składzie róży bułgarskiej i róży z Taif, czyli kwiecie różanym rodem z Arabii Saudyjskiej, niedaleko świętego miasta Mekki.

Przyznam, że dominująca nuta w postaci tego właśnie kwiatu nie natchnęła mnie pozytywnie do testowania tych perfum. Założyłam, że będzie to miłe acz banalne kwiatowe pachnidełko jakich wiele. I tu się na szczęście pomyliłam.

W otwarciu oczywiście dominuje róża, ale taka raczej rodem z potpourri i olejku różanego niż woń świeżego kwiatu. Potem ta różana intensywność matowieje, zostaje przełamana truflowością podobną do tej z „Valentina Assoluto”. Wchodzimy w świat czekoladowych pralinek, ale raczej deserowych niż mlecznych, nadziewanych różanym i malinowym likierem. Jest kakaowo, słodkawo, ale nie mdląco i zupełnie inaczej niż w podobnych „różano-słodkich” kompozycjach.

Im dalej w las, tym bardziej róża staje się nietypowa, przywiędła i jesienna, bardziej w wydaniu różanych konfitur lub syropu. Jest matowa, zakurzona i odległa, a mimo to bardzo strawna i noszalna.

„Valentina Rosa Assoluto” to zapach, który pobudza wyobraźnię i inspiruje do interpretowania go i opisywania na różne sposoby. Mylący może być intensywny kolor flakonu, który sugeruje zapach żywy, odważny czy nawet nieco krzykliwy. „Valentina Rosa Assoluto” to nie są perfumy wesołe czy optymistyczne. Wśród orientalno-różanych oparów przewija się melancholijna nuta nostalgii i tęsknoty – to róża, która wydaje swe ostatnie tchnienie, spowita kadzidlanym zapachem palonych jesienią liści i więdnąca za zasłoną listopadowych mgieł.

Polecam romantyczkom i marzycielkom.

Nuty: malina, róża, paczula, róża z Taif, nuty drzewne, szafran, pralina, kwiat pomarańczy