Serge Lutens „Datura Noir”
Datura, czyli bieluń, to halucynogenna roślina, która potrafi również być śmiertelnie trująca. Nazwa perfum sugeruje więc zapach narkotyczny, transowy, głęboki. I rzeczywiście, „Datura Noir” w dużym stopniu taka jest.
Początek to lekko gorzkawy olejek migdałowy (migdały są obecne w składzie). Intensywna słodycz, trochę syntetyczna, z posępnym tuberozowym podbiciem. To słodycz dziwna, niby kremowa i gęsta, (nuta kokosa jest tu nieco podobna do tej z „Crystal Noir” Versace), ale przy tym wcale nie kojąca i ciepła, lecz żałobna, gorzka i z ponurym piętnem. Trochę jak ptasia czaszka leżąca wśród kwiatów tuberozy i połyskująca widmowo wśród dusznego tropikalnego zmierzchu.
Są w tych perfumach jednocześnie egzotyczne kraje z gorącym klimatem, podzwrotnikowa roślinność, duszność tuberozy i heliotropu ale i malaryczność tropikalnych bagien, oślepiające słońce, nie życiodajne, lecz wyzłacające porzucone na pustyni kości.
W „Datura Noir” odnajduję pewne echa „Hypnotic Poison”, ale jest tu więcej goryczki. Mimo, że Serge Lutens zaliczany jest zazwyczaj do marek niszowych, perfumy te raczej trudno zaliczyć do tej kategorii. Nie jest to wprawdzie zapach dla wszystkich, zapewne wiele osób oceni je jako zbyt duszne i gęste, ale nie ma też w ich konstrukcji żadnych ekscentrycznych czy szczególnie trudnych akcentów, poziom nietypowości na równi z „truziznami” Diora. Trwałość i projekcja umiarkowane.
Nuty: tuberoza, migdał, kokos, heliotrop, chiński osmantus, wanilia, fasolka tonka, kwiat cytryny, piżmo, mirra, morela, mandarynka.