Valentino „Valentina Rosa Assoluto”
Perfumy, jak sama nazwa wskazuje, bazują obecnych w składzie róży bułgarskiej i róży z Taif, czyli kwiecie różanym rodem z Arabii Saudyjskiej, niedaleko świętego miasta Mekki.
Przyznam, że dominująca nuta w postaci tego właśnie kwiatu nie natchnęła mnie pozytywnie do testowania tych perfum. Założyłam, że będzie to miłe acz banalne kwiatowe pachnidełko jakich wiele. I tu się na szczęście pomyliłam.
W otwarciu oczywiście dominuje róża, ale taka raczej rodem z potpourri i olejku różanego niż woń świeżego kwiatu. Potem ta różana intensywność matowieje, zostaje przełamana truflowością podobną do tej z „Valentina Assoluto”. Wchodzimy w świat czekoladowych pralinek, ale raczej deserowych niż mlecznych, nadziewanych różanym i malinowym likierem. Jest kakaowo, słodkawo, ale nie mdląco i zupełnie inaczej niż w podobnych „różano-słodkich” kompozycjach.
Im dalej w las, tym bardziej róża staje się nietypowa, przywiędła i jesienna, bardziej w wydaniu różanych konfitur lub syropu. Jest matowa, zakurzona i odległa, a mimo to bardzo strawna i noszalna.
„Valentina Rosa Assoluto” to zapach, który pobudza wyobraźnię i inspiruje do interpretowania go i opisywania na różne sposoby. Mylący może być intensywny kolor flakonu, który sugeruje zapach żywy, odważny czy nawet nieco krzykliwy. „Valentina Rosa Assoluto” to nie są perfumy wesołe czy optymistyczne. Wśród orientalno-różanych oparów przewija się melancholijna nuta nostalgii i tęsknoty – to róża, która wydaje swe ostatnie tchnienie, spowita kadzidlanym zapachem palonych jesienią liści i więdnąca za zasłoną listopadowych mgieł.
Polecam romantyczkom i marzycielkom.
Nuty: malina, róża, paczula, róża z Taif, nuty drzewne, szafran, pralina, kwiat pomarańczy