Elegancja perłowego naszyjnika – Chanel Coco EDT

 

Chanel Coco EDT

Coco w wersji wody toaletowej są od klasycznej wersji EDP bardziej słodkie i niosą ze sobą więcej konotacji vintage. Nie ustępują jej jednak ani na krok mocarną projekcją i wielogodzinną trwałością.

Mimo, że w składzie nie wymieniono aldehydów, wyczuwalne są w tych perfumach ich charakterystyczne lekko mydlane akordy. Wybrzmiewają one bardzo delikatnie, są ukryte za innymi nutami i świetliste, nadając matowo-pudrowej Coco więcej przestrzeni.

Róża obecna jest tu w odsłonie kosmetyczno-vintage, nie przywodzi na myśl żywego kwiatu, lecz różaną pomadę z początków minionego stulecia stojącą na eleganckiej toaletce. Kwiat ten został również wyraziście doprawiony goździkami. To właśnie intensywna goździkowa korzenność jak i słodkie nuty bardzo dojrzałej brzoskwini oraz mimoza, są cechą odróżniającą Coco w wersji EDT od tej w postaci wody perfumowanej.

Coco, w obu swoich odsłonach, to kompozycja kunsztownie skrojona, będąca uosobieniem pojęcia wytworności i ponadczasowej elegancji. Stanowi ona jedność z balowymi rękawiczkami do łokcia i sznurem pereł – mogłaby nosić je Grace Kelly czy gwiazdy międzywojennego kina. Idealny wybór dla wielbicieli retro klasyki z duszą.

Nuty: goździki, róża bułgarska, drzewo sandałowe, opoponaks, bursztyn, brzoskwinia, kolendra, cywet, mimoza, wanilia, fasolka tonka, mandarynka, labdanum, jaśmin, kwiat pomarańczy, koniczyna.

 

Koszmarny początek lecz uroczy koniec – Cacharel „LouLou”

 Cacharel „LouLou”

 

Pierwsze wrażenie po aplikacji na skórę było porażające, ale niestety z negatywną konotacją tego wyrazu. Ołowiano – kadzidlane otwarcie, spod którego później wyziera mimoza, cały czas spowita gorzkim dymem. W tej fazie perfumy te są nieco podobne do „czarnego” Salvador Dali Dali Parfum, który jednak jest subtelniejszy i bardziej noszalny. „LouLou” to mimoza zatruta smogowymi wyziewami i żrące opary z fabrycznego komina. Jeżeli ktoś lubuje się w woni spalonej instalacji elektrycznej i zwęglonych kabli, z pewnością będzie usatysfakcjonowany.

Niespodziewanie po około dwóch -trzech godzinach następuje całkowite przeobrażenie. Jadowity dym ginie, a pozostaje jedynie balsamiczna, bardzo przystępna kwiatowość. Dla mnie jednak następuje to zbyt późno ; dwie godziny chemicznych wyziewów są przeszkodą nie do pokonania. Heliotrop, lilia, mimoza i kwiat pomarańczy tworzą bardzo ładną ciepłą całość, nie pozbawioną ciężkości, ale i nie przygniatającą. W tej fazie jest to naprawdę przyjemny zarówno dla użytkownika, jak i jego otoczenia dzienny zapach, bez specjalnie niedzisiejszych nut, mimo, że powstał ponad 30 lat temu.

Podsumowując, mimo statusu perfumowej legendy LouLou, mnie niestety nimb kultowości tych perfum nie dosięgnął. Traumatyczny początek, sympatyczna końcówka, bardzo dobra trwałość to wszystko co mogę powiedzieć na ich temat.

 

Nuty: kadzidło, tuberoza, wanilia, śliwka, benzoes, chiński cynamonowiec, ylang-ylang, drzewo sandałowe, heliotrop, fiołek, irys, jaśmin, anyż, lilia, mimoza, korzeń irysa, piżmo, kwiat pomarańczy, liść czarnej porzeczki.

Czarna rzeka zapomnienia – Dior „Poison”

 

 

 

 

Dior „Poison”

Najpiękniejszy w tych perfumach jest początek. Bezpośrednio po aplikacji zapach rozlewa się balsamiczną, ziołowo-syropową strugą zmieszaną z intensywną wonią podwędzanej śliwki. Potem zostaje przysypany pieprzem, a przez to wszystko przedziera się kadzidło.

„Poison” jest jak czarna rzeka o sennym nurcie. Zawarte w tych perfumach nuty zapachowe przelewają się niespiesznie jedna w drugą, tworząc przedziwne czasem, ale jednocześnie porywające wzory. Są tu i zioła zasypane mrokiem, rozsychające drewno starego kościoła, miodowa balsamiczność i liście zwarzone pierwszym przymrozkiem. Zapach przeszłości, donośny, nie dający o sobie zapomnieć, utrzymany w leniwym, transowym rytmie.

Wbrew temu co może sugerować powyższy opis, jest to zapach ciepły, o rozgrzewającej mocy, co zawdzięcza grze kolendry z cynamonem i anyżem. Jest tu ciepło ogniska rozpalonego w mglisty jesienny wieczór i płomieni świec, jest złocisty poblask miodu i bursztynu.

Mimo ciemnych konotacji, nie jest to również zapach smutny czy depresyjny. Jest nastrojowy, stylowy, poważny, ale jednocześnie nasycony pozytywną magią.

Niestety, wraz z upływem czasu na mojej skórze nabiera cierpko-suchych tonów, co odbiera mu sporą część uroku. Trwałość bardzo dobra, około 7-8 godzin, projekcja również jest wyraźnie wyczuwalna.

Poniższy film reklamowy doskonale oddaje charakter tych perfum:

https://www.youtube.com/watch?v=aa-ea_KTPgA

Nuty: śliwka, tuberoza, kadzidło, biały miód, dzikie jagody, cynamon, kolendra, opoponaks, goździk, wanilia, jaśmin, anyż, bursztyn, brazylijskie drzewo różane,  drzewo sandałowe, kwiat afrykańskiej pomarańczy, róża, heliotrop, piżmo, wetyweria, cedr Virginia.