Śródziemnomorski smutek kwiatu pomarańczy – Serge Lutens Fleurs d`Oranger

We Fleurs d`Oranger kwiat pomarańczy pojawia się w zupełnie nieoczekiwanej odsłonie. Z reguły jest on ciepły, złocisto-miodowy i słoneczny (jak np. w Goldea Bvlgari czy Classique Intense Jeana Paula Gaultier ), w Lutensowskiej kompozycji natomiast niespodziewanie odkrywa się w przygaszonych, melancholijnych barwach jak tonące w ostatnich promieniach zachodu słońca opuszczone place z obrazów Giorgio de Chirico.
Nastrojowi jaki tworzy ta kompozycja, bliżej jest do sennego marzenia niż do jawy. Kwiaty są uporczywie upojne i jednocześnie przeraźliwie smutne. Przygaszona miodowość kwiatu pomarańczy miesza się z twardością tuberozy. Bardzo wyraziście wyczuwalny jest też jaśmin, natrętnie narkotyczny, unoszący się w powietrzu drażniąco wonną chmurą. W miarę rozwoju zapachu pojawiają się też przejrzyste, lekko mydlane nuty, jak zagubione w powietrzu bańki mydlane. Przypomina to wszystko jakiś smutny, choć gorący dzień w śródziemnomorskim miasteczku.
Fleurs d`Oranger niepokoją i przytłaczają, a jednocześnie mogą zachwycić swoją nostalgiczną, przejrzystą kwiatowością. Zapach dla melancholijnych dusz.

Nuty: kwiat pomarańczy, jaśmin, tuberoza, cytrusy, biała róża, hibiskus, neroli, kmin, piżmo, nuty drzewne.

(Giorgio de Chirico „Tajemnica i melancholia ulicy”)

Pogrzebowy wieniec i guma balonowa – Madonna Truth or Dare

Jako, że recenzja ta powstaje 1 listopada, czyli w Święto Zmarłych, warto z tej okazji zaprezentować „Truth or Dare” – jedną z dwóch kultowych już kompozycji sygnowanych przez piosenkarkę Madonnę, potocznie, od kształtu flakonu, zwanych trumienkami.  Zapach wydany został w 2012 roku, produkcję jakiś czas temu zakończono, w związku z czym spotkać go już można tylko na serwisach aukcyjnych typu allegro.

Zgodnie z tym co sugeruje butelka, już w otwarciu perfumy te wioną plastikowym cmentarnym wieńcem. Odpowiedzialny za to jest mariaż nut tuberozy i gardenii, z jednej strony kremowy i ładny, z drugiej tchnący tym drugim, złowrogim obliczem białych kwiatów jakie kulturowo posiadają lilie i kalle. Perfumy te, na pozór będące po prostu doprawionym ciężką wanilią, narkotycznym, upajającym bukietem, mają w sobie również prowokujący pierwiastek a la guma balonowa. Ta nuta wybija się wśród liliowej melancholii jak bezczelny uśmieszek nastolatka, który z pełną impertynencją wydmuchuje balony podczas ceremonii pogrzebowej starszej cioci.

„Truth or Dare”, mimo, że nawet nie próbują udawać, że złożone zostały z naturalnych składników mają jednak w sobie pewną klasę, styl, ekstrawagancję z przymrużeniem oka. Ponieważ skomponowano je z jaśminu, gardenii, wanilii, muszą mieć w sobie (i mają)  liryczne echa, otacza je interesujący romantyczno-ironiczny nimb. Jest w tych perfumach trochę poważnie i smutno i trochę błazeńskiego humoru. Dla wielbicieli nieoczywistości i tuberozy, jak znalazł.

Nuty: tuberoza, jaśmin, lilia, gardenia, benzoes, wanilia, piżmo, bursztyn, neroli.

Smutek szminek i pudrów – Juliette Has A Gun „Mad Madame”

Juliette Has A Gun „Mad Madame”

Jest w „Mad Madame” ciut krwistej róży, ale to co naprawdę definiuje te perfumy to zapach ciemnoczerwonej szminki – tłustawej i słodkawo-kosmetycznej. Nie brzmi to może zbyt obiecująco, a jednak tworzy intensywny i intrygujący klimat.

„Mad Madame” to zapach niewesoły, jakieś kulisy przedwojennego teatru, gdzie starzejąca się aktorka nakłada purpurową szminkę w swojej garderobie chcąc zatrzymać uchodzący czas. Smugi pudru i zapach cold creamu, a za oknem gęstnieje mrok. Kurz, pył i drewniane korytarze pełne już zawsze nieotwartych drzwi. Jeżeli jest w tych perfumach tytułowe szaleństwo, to definiowane jako skrajna rozpacz a nie ekstrawagancka wesołość – smutek, melancholia, przeszłość, przemijanie.
Więcej niż róży jest tu piżma, ale nie przybrudzonego, zwierzęcego, tylko sterylnie wypolerowanego w stylu niektórych piżm Narciso Rodrigueza (np. w Narciso czy Narciso Poudree).  Może gdyby lekko podeschnięte różane płatki pokryć gładkim, kosmetycznym piżmem, efekt byłby podobny.
Pod piżmową słodyczą czyha lekka paczulowa ziemistość, niezbyt wyraźna, ukryta na dnie, ale stanowiąca istotną część składową postrzegania tego zapachu.
Trudno mi wyobrazić sobie „Mad Madame” jako zapach dzienny, to perfumy późnego popołudnia i jesieni.
Nuty: róża, kastoreum, białe piżmo, paczula, balsam Tolu, mech dębowy, czarna porzeczka, tuberoza, piwonia, bursztyn, jaśmin, frezja, absolut
waniliowy.
 

Dymna mimoza – Salvador Dali „Salvador Dali Parfum”


Salvador Dali „Salvador Dali Parfum”

Zapach zdecydowanie bardziej słodki niż można się było spodziewać. Wyobrażałam sobie coś w rodzaju „Youth Dew”Estee Lauder , a dostałam słodko-kadzidlany zapach z dużą dozą mydlanych nut.

Bardzo niewiele jest w tych perfumach tonów orientalnych – „Salvador Dali Parfum” to kadzidło europejskie i z lekka kwiatowe. Goździki i przyprawy czuć tylko w otwarciu, z każdą minutą zapach łagodnieje i traci pikantność.

Jest w tych perfumach  pewna domieszka pudru i delikatnej drzewności za sprawą obecnego w składzie drzewa sandałowego. Kadzidło łączone z lepką słodyczą mimozy brzmi oryginalnie i rzeczywiście jest to zapach nietuzinkowy, chociaż jednocześnie również przystępny i przyjazny w noszeniu. Adekwatnie do flakonu, jakby wyrzeźbionego z czarnej laki i noszącego znamiona pewnej surowości, woń jest poważna, kojarząca się z melancholią pochmurnego, bezwietrznego popołudnia. Czuje się, że nie jest to zapach, który powstał w ostatnich dwóch dekadach, ale nie jest też  przestarzały czy „babciny”.

Myślę, że do wielu osób przemówi ta dymna kwiatowość, mnie jednak brakuje w „Salvador Dali Parfum” nieco więcej szyprowej ostrości, która przełamałaby charakterystyczną smutną słodycz tych perfum. Projekcja i trwałość jest przyzwoita, kilkugodzinna.

Nuty: kadzidło, goździki, drzewo sandałowe, róża, męch dębowy, jaśmin, paczula, piżmo, mimoza, bergamotka.

W kręgu różanej melancholii – Valentino „Valentina Rosa Assoluto”

Valentino „Valentina Rosa Assoluto”

Perfumy, jak sama nazwa wskazuje, bazują obecnych w składzie róży bułgarskiej i róży z Taif, czyli kwiecie różanym rodem z Arabii Saudyjskiej, niedaleko świętego miasta Mekki.

Przyznam, że dominująca nuta w postaci tego właśnie kwiatu nie natchnęła mnie pozytywnie do testowania tych perfum. Założyłam, że będzie to miłe acz banalne kwiatowe pachnidełko jakich wiele. I tu się na szczęście pomyliłam.

W otwarciu oczywiście dominuje róża, ale taka raczej rodem z potpourri i olejku różanego niż woń świeżego kwiatu. Potem ta różana intensywność matowieje, zostaje przełamana truflowością podobną do tej z „Valentina Assoluto”. Wchodzimy w świat czekoladowych pralinek, ale raczej deserowych niż mlecznych, nadziewanych różanym i malinowym likierem. Jest kakaowo, słodkawo, ale nie mdląco i zupełnie inaczej niż w podobnych „różano-słodkich” kompozycjach.

Im dalej w las, tym bardziej róża staje się nietypowa, przywiędła i jesienna, bardziej w wydaniu różanych konfitur lub syropu. Jest matowa, zakurzona i odległa, a mimo to bardzo strawna i noszalna.

„Valentina Rosa Assoluto” to zapach, który pobudza wyobraźnię i inspiruje do interpretowania go i opisywania na różne sposoby. Mylący może być intensywny kolor flakonu, który sugeruje zapach żywy, odważny czy nawet nieco krzykliwy. „Valentina Rosa Assoluto” to nie są perfumy wesołe czy optymistyczne. Wśród orientalno-różanych oparów przewija się melancholijna nuta nostalgii i tęsknoty – to róża, która wydaje swe ostatnie tchnienie, spowita kadzidlanym zapachem palonych jesienią liści i więdnąca za zasłoną listopadowych mgieł.

Polecam romantyczkom i marzycielkom.

Nuty: malina, róża, paczula, róża z Taif, nuty drzewne, szafran, pralina, kwiat pomarańczy





Demon okiełznany – Givenchy „Ange ou Demon”

Givenchy „Ange ou Demon” 

Nazwa „anioł lub demon” sugeruje dwoistość natury tych perfum, a design i kolorystyka utrzymanego w przejrzysto grafitowej barwie flakonu przekonuje, że bliżej im do diabelskości.

Spodziewawszy się w związku z powyższym czegoś groźnego i drapieżnego, początek mnie rozczarował, bo okazał się być głównie waniliową słodyczą.

Dopiero po jakiejś półgodzinie noszenia tych perfum, gdzieś w tle zamajaczyły także ziemiste, bardziej posępne nuty jak wybrzmiewające w powietrzu ponurą melodią chorały gregoriańskie. 

„Ange ou Demon ” kojarzy się z ciemnymi jesienno-zimowymi nocami, kiedy „kołyszą się w gałęziach grudnie i listopady” , jak pisał w swoim wierszu Broniewski.

Jest też w tle drzewno-butwiejący akord,  coś jakby wnętrza starego drewnianego kościoła w pochmurny dzień i dużo woskowego zapachu dopalających się świec.

Demon z nazwy tych perfum to raczej „demony” w sensie psychologicznym, czyli nie nadprzyrodzone, groźne istoty, ale gnębiące, depresyjne myśli, bo zapach ma w sobie niewątpliwy smutek. 

Jednak w tych przepastnych ciemnościach pojawia się promyk nadziei; wśród zimnej nocy błyska gdzieś światełko bezpieczeństwa i schronienia w postaci ciepłych korzennych akordów, a melancholijność perfum została złagodzona kremową łagodnością wanilii i lilii oraz soczystą nutą mandarynki. 

Mimo, że wraz z upływem czasu ich słodycz  mocno się tonuje, „Ange ou Demon” mogą być odbierane jako perfumy męczące i ciężkie. Eleganckie, poważne, zrównoważone, dojrzałe i nieco depresyjne , ale z pewnością ciekawe i warte zapamiętania.

Nuty: wanilia, szafran, lilia, fasolka tonka, tymianek, ylang-ylang, orchidea, brazylijskie drzewo różane, mech dębowy, mandarynka.